Polski rynek pracy wymaga zmian. Marek Lewandowski: „Najważniejszym wyzwaniem jest demografia”

(Fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

Rysuje się szansa budowy ogromnego obszaru gospodarczego, między innymi z Ukrainą i krajami bałtyckimi. Obszar Trójmorza staje się dużo bardziej realny i może okazać się dla nas dużo gwarancją wyjścia z kryzysu – mówił Marek Lewandowski podczas trzeciej debaty II Forum Morskiego Radia Gdańsk. Rzecznik prasowy Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność” wskazał, że polski rynek pracy potrzebuje dużych przemian.

– Głównym problemem w Polsce jest demografia. Powoduje ona, że są ogromne niedobory na rynku pracy. Do tej pory wszelkie działania, aby zmienić trend zapaści, nie przyniosły efektów. Emigracja, szczególnie z kierunków Ukrainy i Białorusi, jest czymś pożądanym. Moglibyśmy dyskutować na temat jej struktury, ale „Solidarność” opowiada się za tym, aby osoby, które wchodzą na nasz rynek pracy, były legalnie zatrudniane – podkreślał Marek Lewandowski.

Według danych Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, 60 proc. uchodźców w wieku produkcyjnym ma wyższe wykształcenie. Większość z nich to kobiety, a połowa z zatrudnionych wykonuje proste prace. Uchodźcy znaleźli też zatrudnienie jako robotnicy przemysłowi lub pracownicy usług. Jednak zdaniem Lewandowskiego nie są oni w stanie zapełnić luk na naszym rynku pracy.

– Pracownicy z Ukrainy podejmowali profesje, których nie chcieli brać Polacy. Na Pomorzu doświadczył tego szczególnie przemysł stoczniowy. Po upadku Grupy Stoczni Gdynia ogromna liczba fachowców wyjechała do Skandynawii i nie wróciła do Polski. W ich miejsce zatrudniano wielu emigrantów zarobkowych. Dużo takich osób pracowało również w budowlance, która w pewnym momencie wręcz stała pracownikami z Ukrainy i Białorusi. W ich miejsce nie przyjdą kobiety. To często kobiety z dużą liczbą dzieci. Nawet gdyby chciały, to wiele z nich nie może podjąć pracy. Emigracja, z którą mamy do czynienia dzisiaj, jest potężnym obciążeniem i nie jest w stanie wypełnić luki po pracownikach z Ukrainy. To zupełnie inne światy. Ubytku kadr, z jakim mieliśmy do czynienia po upadku Grupy Stoczni Gdynia, nie udało się uzupełnić do tej pory. W jakiś sposób wypełniali to Ukraińcy, ale dzisiaj mamy do czynienia z ogromnym problemem. Emigracja, którą mamy dzisiaj, nie jest w stanie tego zastąpić – zaznaczył.

(Fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

„Solidarność” prowadzi kampanię na rzecz uchodźców z Ukrainy, by byli oni zatrudniani na takich samych warunkach jak pracownicy z Polski. Jak zapewnił rzecznik prasowy Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”, kampania jest skuteczna.

– W nowych przepisach udało nam się przeforsować, aby zatrudnianie odbywało się za pośrednictwem państwowych urzędów pracy. Nawet, jeśli pracodawca zatrudnia bez żadnego pośrednictwa, musi zgłaszać takie informacje. Mimo że większość polskich pracodawców to uczciwi ludzie, to margines nieuczciwości jest dosyć spory. Taki napływ stwarza poważne zagrożenia wykorzystywania sytuacji i oszukiwania pracowników, którzy są już po traumie. „Solidarność” jest w ścisłej współpracy z Państwową Inspekcją Pracy. Mamy czerwoną linię, która pozwala nam przekazywać bezpośrednio informacje, gdy coś jest nie w porządku. Takich sytuacji nie ma dużo, ale chuchamy na zimne. Jeśli pojawiają się takie sygnały, można je przekazywać do „Solidarności” albo Państwowej Inspekcji Pracy”. Wszystko musi być transparentne, legalne i na takich samych warunkach, jak polscy pracownicy. To coś, czego musimy pilnować wszyscy, z największą starannością. Korzystając z anteny „Radia Gdańsk” apeluję do uchodźców: możecie zapisywać się do „Solidarności” i możecie zgłosić się, jeśli doznacie niezgodnego z prawem traktowania – mówił.

Premier Morawiecki zapewniał, że Polska pomoże Ukrainie w transporcie oraz przechowywaniu zboża. Jednak jak zaznaczył Marek Lewandowski, w obecnej sytuacji może być to trudne. Wskazał, że pracownicy w Polsce powinni w tej chwili skupić się przede na wszystkim na walce o swoje prawa. Osiągnąć to mogą poprzez zrzeszanie się w związki zawodowe.

– Nie możemy pozwolić sobie na to, by nie pomagać naszym sąsiadom z Ukrainy, ale to obiektywnie rzecz biorąc ogromne obciążenie. Jeżeli nie będziemy organizować się w związki zawodowe, nie będziemy walczyć o swoje miejsca pracy i sami nie uświadomimy sobie, że zewnętrzne służby w tym nie pomogą, to pracodawcy tak będą z nami postępować. Lekkość w sprzedawaniu majątku czy pozyskiwaniu inwestorów, którzy niekoniecznie tworzą stabilne miejsca pracy, wychodzi nam bokiem. Możemy się przed tym bronić branżowymi układami zbiorowymi. Żeby to zrobić, musimy organizować się w związki zawodowe. Inaczej nie mamy narzędzi ani siły do tego, by się temu przeciwstawić. Związki zawodowe to zorganizowani pracownicy, którzy tworzą siłę, dzięki której mogą mieć wpływ na swoje warunki pracy. Bez siły nie ma wpływu. To jedyna skuteczna droga, by poradzić sobie z tymi zjawiskami – ocenił.

Szansą dla polskich pracowników mogą być spółki offshore. Mimo to, zdaniem rzecznika prasowego Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”, powinno dojść do zmiany całej gospodarki polskiej.

– Pięcioprocentowe bezrobocie, zgodnie z metodyką GUS, to tak naprawdę zerowe bezrobocie. Widać różnice w tym, jak to bada Eurostat, który podaje dużo niższe wartości. Mamy do czynienia z bardzo specyficznym rejonem, który wymaga wysoko wyspecjalizowanych pracowników do przemysłu ciężkiego, których tutaj nie ma. Nie ma ludzi, którzy mogliby ich zastąpić. To jedna z głównych barier rozwojowych. Demografia jest jedną z największych barier, które dotyczą Polski. Nasza gospodarka jest tak naprawdę elementem szerszego łańcucha w ogólnoświatowej produkcji. U nas ulokowano prostsze prace, nie mamy swojej elektroniki czy przemysłu motoryzacyjnego. To gospodarka, która potrzebuje dużej liczby pracowników, niekoniecznie wysoko wykwalifikowanych. W Polsce się skręca śrubki, a powinno się je produkować. Ten model nie zmieni się, dopóki jest szeroki napływ pracowników, których kwalifikacje nie są wykorzystywane. To nie są innowacyjne miejsca pracy, a absorbują z rynku kilkanaście tysięcy ludzi, nie dając nawet podatków. Polski model gospodarki, przy naszej demografii, nie będzie się rozwijać – komentował.

(Fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

Od kilku lat w Polsce podnosi się wysokość wynagrodzenia minimalnego. W przyszłym roku ma ona być dwukrotnie waloryzowana, a obecnie wynosi 3010 złotych brutto. „Solidarność” pozytywnie ocenia zmiany, jednak postuluje wprowadzenie nowych przepisów, które dotyczyć miałyby powiązania płacy minimalnej z przeciętną.

– Płaca minimalna w polskim modelu gospodarki jest jedynym skutecznym narzędziem do podnoszenia płacy w ogóle. Gdy nie było minimalnej stawki godzinowej, przedsiębiorcy nie podnosili wynagrodzeń sami z siebie. Wprowadzenie minimalnej stawki spowodowało wzrost wynagrodzeń nawet o 100 procent. Jak się okazało, można było to przeprowadzić. Płaca minimalna w Polsce musi być podnoszona w taki sposób, aby była w relacji 50 proc. do przeciętnego wynagrodzenia. Na dzień dzisiejszy płaca minimalna powinna wynosić co najmniej 4 tys. złotych. Czy to będzie wystarczający wzrost, to się okaże. Jako „Solidarność” postulujemy, aby wprowadzono ustawę, która sztywno wiąże minimalne wynagrodzenie z przeciętnym wynagrodzeniem – podkreślał Lewandowski.

Rzecznik wskazał również, jakie są największe potrzeby przemian na rynku pracy. Jego zdaniem trudno jednak przewidzieć, jak będzie rozwijać się sytuacja w najbliższym czasie.

– Najważniejszym wyzwaniem jest demografia i model gospodarki w Polsce. Nie możemy silić się na prognozy sytuacji, gdy nie wiemy, jak będzie rozwijała się wojna. To ona ma główny wpływ na to, jak będzie rozwijać się sytuacja w Polsce. Przed pandemią mieliśmy wieloletni okres zerowych stóp procentowych. W czasie pandemii wydrukowano ogromną ilość pieniędzy. W czasach najnowszych nigdy nie byliśmy w stanie wojny. Nie jestem w stanie myśleć pozytywnie, ale rysuje się szansa budowy ogromnego obszaru gospodarczego, między innymi z Ukrainą i krajami bałtyckimi. Obszar Trójmorza staje się dużo bardziej realny i może okazać się dla nas dużo większą gwarancją wyjścia z kryzysu, w którym się znaleźliśmy, niż to na co możemy liczyć z Unii Europejskiej. To, co się stało, jest absolutnym dramatem. Ale nie możemy go uniknąć, musimy ponieść te koszty. Za nim jest perspektywa, której Polska nigdy do tej pory nie miała: tworzenia nowego, wielkiego obszaru gospodarczego. To też wielkie zagrożenie dla Niemców, którzy nigdy nie będą mogli się zgodzić na budowę takiego obszaru – zaznaczył.

ua

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj