Odwiedziliśmy najstarszą cukiernię w Gdańsku. Jej historia sięga Powstania Warszawskiego

(fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

Dziesięć rodzajów pączków oferuje z okazji Tłustego czwartku najstarsza w Gdańsku cukiernia „Paradowski”. Nie istniałaby, gdyby nie tragedia Powstania Warszawskiego. W tamtym okresie Irena i Stefan Paradowscy ruszyli w drogę do Gdańska, gdzie kupili piekarnię przy ulicy Wajdeloty we Wrzeszczu. W 1954 roku komunistyczne władze odebrały im jednak lokal pod pretekstem „uspołecznienia” środków produkcji. Po latach synowi właścicieli udało się odzyskać zakład.

 Wśród gdańskich cukierni to właśnie cukiernia „Paradowski” ma zdecydowanie najdłuższą historię. Stefan i Irena Paradowscy przyjechali do Gdańska w 1945 roku po wybuchu Powstania Warszawskiego. Dolny Wrzeszcz stał niemal nienaruszony, nadawał się do zamieszkania. To tam znajdowała się poniemiecka piekarnia, którą nabyli. Fachu cukiernika Stefan Paradowski nauczył się przed wojną w kawiarni „Ziemiańska” przy ul. Mazowieckiej. Lokal był stałym miejscem spotkań warszawskich literatów, dziennikarzy i artystów. Doświadczenie to wykorzystał w Gdańsku.

– Z opowieści wiem, że to był kwiecień, mój ojciec i brat przyjechali z Warszawy, gdzie nabyli piekarnię. Uruchomiono produkcję chleba, później można było dodać słodkości, oczywiście nie były to jeszcze pączki. Mój ojciec był cukiernikiem, który wykształcił się w Warszawie, tam miał praktyki w cukierni „Ziemiańska”, która miała w tym mieście parę lokalizacji. Gdy moi rodzice po wybuchu powstania przyjechali tutaj, było to na zasadzie „wsiąść do pociągu byle jakiego”, bo wtedy nie było rozkładów jazdy. Nie wiadome było, gdzie trafi pociąg, a trafił do Gdańska. Mój ojciec z bratem znaleźli miejsce, gdzie mogli uruchomić swoją inicjatywę w gruzach Gdańska – relacjonuje Andrzej Paradowski, obecny właściciel cukierni.

Pomieszczenia lokalu były zdewastowane, w tamtych dniach służyły jako wojenny szpital. Piec nie działał. Paradowscy dostali przydział na ten lokal z Ministerstwa Aprowizacji. Wszystko krok po kroku trzeba było doprowadzić do porządku, czyli przeprowadzić remont pomieszczeń czy odnowić piec.

ODEBRANIE LOKALU PRZEZ WŁADZE KOMUNISTYCZNE

W 1954 r. komunistyczne władze odebrały Paradowskim piekarnię, pod pretekstem „uspołecznienia” środków produkcji. Po latach udało się odzyskać lokal, który do dziś funkcjonuje jako cukiernia.

– Inwestuję swoją energię, siłę, po to, by coś odbudować, tworzyć i móc normalnie funkcjonować. Miałem inne zawody, więc to był wybór. Z perspektywy czasu można było powiedzieć , że to był „one way ticket”. Później trudno jest zrezygnować, żeby móc podjąć się innego działania. Staramy się wszystkimi elementami, które są w naszym zasięgu, przyciągać klientów. Receptura wypieku nie zmieniła się przez ten czas – zaznacza Paradowski.

SMAK PRZYWOŁUJE WSPOMNIENIA

Jak mówią zapytani przez nas klienci, cukiernia stanowi dla nich miejsce sentymentalne. Podkreślają, że przychodzą do niej od lat.

– Jestem z rocznika ’80, więc odkąd byłam dzieckiem, pamiętam tę cukiernię. Właśnie kupiłam tutaj pączki i zamierzam je dać mojemu dziecku. Są m.in z toffi i z czekoladą – mówi odwiedzająca.

– Jako dziecko też tutaj przychodziłam po ptysie, rurki z kremem, czy pączki. Wywołuje to u mnie wspomnienie tamtego okresu – dodaje kolejna z pytanych.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj