„Zawsze chciałem odpłacić się bolszewikom”. Andrzej Gwiazda o drodze do Sierpnia ’80

– Miałem cztery lata, gdy pierwszy raz spotkałem się z bolszewikami. Widziałem bomby z czerwonymi gwiazdami. Jedna z nich zabiła konia w sąsiedztwie. Postanowiłem, że kiedy dorosnę, odpłacę się za niego bolszewikom – mówił w Radiu Gdańsk Andrzej Gwiazda.
W 36. rocznicę podpisania Porozumień Sierpniowych gościem Wojciecha Sulecińskiego był Andrzej Gwiazda, działacz opozycji w okresie Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, współtwórca Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża i NSZZ „Solidarność”, kawaler Orderu Orła Białego.

Andrzej Gwiazda w 1940 roku wraz z matką i babką trafił do kołchozu w Kazachstanie. Do Polski rodzina wróciła po sześciu latach. Gość Wojciecha Sulecińskiego przyznał, że jego kłopoty w szkole i na uczelni wynikały z jego otwartości. Bez problemu przyznawał się, że przeżył Sybir. – Wielu kolegów sybiraków dopiero w 80-81 roku przyznawało się, że przeżyli zesłanie. Ja od podstawówki opowiadałem, jak jest w kołchozie. Mówiłem, że ne wiem jak jest nie indziej, ale w kołchozie było tak i tak. Z tym był kłopot.

NIE DAŁEM SIĘ PRZYPALIĆ

Idea Katynia Andrzeja Wajdy lansuje tezę, że ten, kto nie poszedł na współpracę, musiał zginąć. To nieprawda – uważa Andrzej Gwiazd. Jego zdaniem, margines wolności był. – Miałem szczęście albo bylem sprytny, ze się nie dałem przypalić. W VIII klasie dyrektor szkoły wezwał mamę, i powiedział „Niech go pani zabiera. To tylko kwestia czasu, że bezpieka dojdzie do tego, kto robi ten sabotaż. Ja go kryję, ale nie chcę iść z nim siedzieć”.

Lata 70. Wtedy tak naprawdę nie czuło się osamotnienia – tłumaczył działacz opozycji. – Część społeczeństwa się z ustrojem pogodziła, część walczyła zbrojnie, część cywilnie. Przez cały czas była grupa ludzi, którzy myśleli podobnie. Osamotnienie było tylko pozorne. Ci wszyscy, którzy myśleli po polsku, musieli się z tym kryć. Kiedy partia otworzyła ogień do robotnika, na Politechnice nastąpiła wyraźna granica i przepaść.

ROBOTNICY SIĘ TAK NIE BALI

Zdaniem gościa audycji, to klasie robotniczej łatwiej było zdecydować się na strajk. – Jestem elektronikiem, a pracowałem na wszystkich maszynach. Tego nauczyłem się od robotników. Oni byli bardziej antyustrojowi niż inteligencja. Łatwiej się z nimi nawiązywało kontakt na tym polu. Oni się tak nie bali, szczególnie nie bali się złamania kariery. Ja na przykład kariery na uczelni za komuny nie zrobiłem.

– Ludzie chcą gdzieś należeć, stąd forma związków zawodowych. Każdy mógł powiedzieć: jestem z wolnych związków zawodowych. Teoretycznie przez całe życie wygrywałem debaty z marksistami. Znałem ich zasady. Jeśli jest konflikt między klasą robotniczą i partią robotniczą, rację ma klasa robotnicza.

BIERNY, ALE WIERNY

Argumentów, które skłoniły Polaków do strajków, była cała masa. Andrzej Gwiazda zwrócił uwagę na małe zarobki i zła logistyka pracy. – Niezgoda z systemem to zbiorczy argument. Małe zarobki. W Europie w cenę statku wchodziło 30-40 procent robocizny. W Polsce góra 3 procent, czyli argument, że jesteśmy oszukiwani na zarobkach był oczywisty. System pracy to druga sprawa. Przerzucanie na robotników często całego problemu logistyki pracy. To był element systemu – kierownikami byli bierni, ale wierni. Robotnicy musieli za nich wykonywać pracę organizacyjną. Byli przekonani, że potrafią wszystko bez kierowników. Ten system przeszkadzał w jakości i organizacji pracy.

BYĆ NA CZELE TO NIE MIÓD

Andrzej Gwiazda opowiadał, jak wyglądały ostatnie dni przed strajkiem. – Koledzy z innych zakładów pytali mnie, kiedy zaczynamy. Mówiłem, że zaczniemy jak będzie można porządnie, a nie na dwie godziny. Całe Wybrzeże czekało na sygnał. To była kwestia odpowiedzialności. Wciąż żyliśmy na etapie, że komuna jest niezwyciężona. Wiadomo, że przy przegranym strajku zemsta będzie twarda. Nie było łatwo. Ludzie myślą, że na czele jest sam miód, a to potworne brzemię. Nie wezwiesz do strajku – możesz położyć sprawę, wezwiesz i przegrasz – odpowiadasz za zwolnionych ludzi.

– Bezpieka rozwiązała sprawę za nas – opowiadał dalej działacz. – Zwolniono Annę Walentynowicz. Bezpieka wiedziała o naszej zasadzie: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Nie musieliśmy tłumaczyć, ludzie wiedzieli, o co walczą – powiedział w Radiu Gdańsk Andrzej Gwiazda.

Posłuchaj audycji:

Anna Michałowska
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj