Dlaczego obok ECS powstaje Instytut Dziedzictwa Solidarności? Krzysztof Dośla tłumaczy: „Fakty, a nie swobodna ich interpretacja”

– (W ECS – przyp. red.) podejmowane są różne próby zakłamywania przeszłości, podawanie interpretacji wygodnych dla siebie z punktu widzenia reprezentowanej opcji politycznej. Różnimy się więc w dokonaniu oceny przeszłości – mówił w Radiu Gdańsk Krzysztof Dośla, przewodniczący Zarządu Regionu Gdańskiego NSZZ „Solidarność”. Związek zdecydował się powołać Instytut Dziedzictwa Solidarności, ponieważ „napotyka na trudności w porozumieniu się z Europejskim Centrum Solidarności.”

Rozmowę prowadził Artur Kiełbasiński.

– Mówiliśmy już o tym przy poświęceniu kamienia węgielnego pod ECS i jego otwarciu, że nie oczekujemy od tej instytucji niczego wielkiego. Chcemy, żeby była tam pokazywana Solidarność z wszystkimi blaskami i cieniami, takimi jakie one były. Żeby były pokazywane fakty, a nie swobodna ich interpretacja dostosowana do danego ugrupowania politycznego. To jest tylko budynek, gmach, a tak naprawdę tę rzeczywistość tworzą określone osoby. Głównym mocodawcą dyrektora ECS są władze miasta Gdańska. Szkoda, że tak się dzieje – tłumaczył Krzysztof Dośla.

Gość Radia Gdańsk podkreślał, że Solidarność ma określony majątek, o który należy dbać. – To nie może być tak, jak swego czasu, jako Solidarność przejmowaliśmy salę BHP. Wówczas uczestnikiem tego porozumienia był prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. Kilkanaście lat temu przejmowaliśmy ją w stanie zagrażającym katastrofą budowlaną. Tak niestety decydenci dbali o majątek, który potem wpisywano na różnego rodzaju sztandary. Do dziś ta instytucja ma problemy finansowe, bo to muzeum niebiletowane, które utrzymywane jest wyłącznie ze środków związku zawodowego – mówił.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj