Jak dalej potoczy się wojna w Ukrainie? Ekspert: „Moskwa będzie sięgać po coraz bardziej radykalne środki”, a my „wracamy do koncepcji narodu pod bronią”

(fot. Radio Gdańsk)

Rosyjska wersja blitzkriegu się nie udała. Czy to koniec mitu o potężnej armii Putina? Na ten temat Michał Pacześniak rozmawiał z prof. Krzysztofem Kubiakiem, ekspertem ds. bezpieczeństwa. W audycji dyskutowano też o tym, jak powinna wyglądać armia Polski.

– Wszystkie opcje są na stole. Nie wiemy, jak wygląda układ władzy w Rosji i pozycja prezydenta. Należy poruszać się między dwiema skrajnościami. Już obserwujemy wojnę na wyniszczenie. Moskwa będzie sięgać po coraz bardziej radykalne środki. Druga skrajność to przesunięcie władzy w obrębie ścisłego rosyjskiego centrum, czyli odsunięcie prezydenta – mówił prof. Krzysztof Kubiak.

– Rosjanie nie wyłożyli jeszcze wszystkich swoich atutów. To, że zachodnia Ukraina nie była jeszcze atakowana, że nie przeprowadzano działań ofensywnych z kierunku Brześcia wzdłuż granicy polskiej, świadczy o tym, że Moskwa oprócz broni jądrowej i chemicznej pozostawia sobie zdolność do eskalowania konwencjonalnego. Zdaje się jeszcze usiłować kontrolować wydarzenia. Jeszcze ma kilka pokaźnych atutów – dodał „Gość Dnia”.

Zdaniem prof. Krzysztofa Kubiaka Polska nie powinna opierać swojego bezpieczeństwa wyłącznie na sojusznikach, ale przede wszystkim na własnej armii.

– 15 tysięcy żołnierzy NATO w Polsce to dużo, ale prosiłbym, by nie koncentrować się wyłącznie na siłach sojuszniczych. Wojsko Polskie wprowadza procedury utrzymywania podwyższonych stanów gotowości bojowej, przebazowuje jednostki. Musimy odejść od wzorca myślenia, że nasze bezpieczeństwo to sprawa sojuszników. To przede wszystkim nasza sprawa. Przykład ukraiński jest tu bardzo bolesny: gdyby spełniły się czarne scenariusze z początku konfliktu i po 48h sprawa byłaby wyczyszczona, nie byłoby mowy o pomocy dla Ukrainy. Przy pełnym szacunku dla naszych powiązań sojuszniczych, pamiętajmy, że nasza obrona to nasza sprawa – komentował ekspert ds. bezpieczeństwa.

– Przez kilka dekad żyliśmy w ułudzie końca historii. To nie była kwestia zdrady, przeciwstawienia się wartościom. Po wygraniu zimnej wojny takie były oczekiwania społeczne w całej Europie. My też konsumowaliśmy dywidendę pokoju, choćby poprzez redukcję stanów osobowych sił zbrojnych i rozmontowanie systemów bezpieczeństwa cywilnego. Maksimum tego, do czego przygotowywało się państwo, to była sytuacja powodziowa. Podświadomie byliśmy zadowoleni, że jesteśmy po stronie zwycięzców zimnej wojny. Na to życzeniowe myślenie nie za bardzo wpłynęły nawet wydarzenia w Gruzji, gdy Federacja Rosyjska pierwszy raz użyła siły militarnej, by zrealizować cele polityczne – podkreślał.

„Gość Dnia” zwrócił uwagę na to, że systemy szkolenia żołnierzy wymagają dużych zmian i dostosowania do współczesnych standardów. Według niego wobec współczesnych młodych ludzi trzeba stosować nowe metody szkoleniowe.

– Jako państwo frontowe wracamy do koncepcji narodu pod bronią. To kwestia miesięcy i lat, a nie tygodni. W ramach wygaszania pewnych zdolności doszło między innymi do wygaszania nieruchomości należących do wojska. Znaczną część elementów systemu szkoleniowego należy budować od podstaw. Współczesny 20-latek jest dzieckiem dywidendy pokoju. Metody, które stosowano wobec żołnierza z poboru, mogą się nie sprawdzić. Trzeba znaleźć nową metodykę szkolenia, nowe miejsca. Oprócz przeciwnika największym wrogiem armii masowej jest nuda w koszarach. Współczesny człowiek, silnie bodźcowany z różnych kierunków, nie radzi sobie z nudą. Mówimy o powszechnym przygotowaniu obronnym, ale to wyzwanie finansowe, organizacyjne i mentalne. Najpierw trzeba wyszkolić grupę instruktorów, potem możemy przystąpić do szkolenia powszechnego – zaznaczył prof. Krzysztof Kubiak.

Zdaniem eksperta do szkół powinny powrócić nauka przysposobienia obronnego, jednak wymaga to przemyślanych działań.

– Blok zajęć poświęcony samoobronie wyrzuciliśmy bardzo pochopnie. W rezultacie znaczna część młodych ludzi nie bardzo wie, jak zachowywać się w takiej sytuacji, jak poważny wypadek komunikacyjny. Do tych umiejętności musimy wrócić, zwłaszcza, że w tej chwili jest bardzo silny bodziec w postaci zagrożenia zewnętrznego. Należy przywrócić procedury powszechnej obrony cywilnej. Rodzi się pytanie, jak to zrobić, by osiągnąć efekt. Schyłek obrony terytorialnej był dosyć humorystyczny. Schrony wypełnione starymi maskami, obiekty, których nikt nie traktował poważnie. To wyzwanie natury mentalnej. Trzeba to zrobić w sposób przekonujący. To kwestia, czy zechcemy zdać sobie sprawę z zagrożenia, czy wrócić do stanu, w którym stosujemy metodę wyparcia. Pracowaliśmy już w modelu wyparcia. Tbilisi nas nie dotyczyło, Srebrnica nas nie dotyczyła, to wszystko były peryferia, które nam, światłym Europejczykom, przydarzyć się nie mogą. Historia się o nas upomniała – mówił „Gość Dnia”.

W rozmowie poruszono także temat zaangażowania w wojnę ze strony Chin.

– Chińczycy zdają sobie sprawę, że ewentualne skonfliktowanie z Zachodem, poza wszystkimi innymi kwestiami, odbije się na chłonności na chiński eksport. Chiny muszą eksportować, bo to jedna z gwarancji utrzymania pokoju wewnętrznego i utrzymania władzy komunistycznej. Chińczycy będą balansować, starając się wyciągnąć z tego konfliktu jak najwięcej korzyści. Sądzę, że Rosjanie w głębi swoich przemyśleń geopolitycznych zdają sobie sprawę z tego, że pogłębiają relację, w której są słabszym partnerem. Wasalizacja Rosji przez Chiny w zasadzie odbywa się na poziomie eksportu surowców już w tej chwili. Chińczycy dysponują pamięcią smoka. Ze względu na strukturę władzy są w stanie planować przedsięwzięcia na dziesięciolecia. Oni mają czas. To zupełnie inne pojmowanie kultury strategicznej – komentował ekspert.

ua

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj