Po wojnie drogie restauracje stały się wrogiem władzy. Rozmawiamy o kuchni w czasach PRL

(fot. Jarosław Respondek / KFP)

Burzliwe losy naszych przodków jak w soczewce widać w ich… kuchniach. Jak władza i partia wpływały na żołądki swoich obywateli, jak uczyliśmy się kuchni naszych sąsiadów? O tym Magda Szpiner rozmawiała z Moniką Milewską, autorką książki „Ślepa kuchnia. Jedzenie i ideologia w PRL”.

– Ludzie pożywiali się wśród ruin, odżywały drobne kawiarenki i miejsca, w których można było zjeść najprostsze rzeczy czy napić się herbaty. Jednocześnie odradzały się lub przetrwały dawne lokale z resztkami dawnego splendoru. W nich przetrwali dawni kucharze, którzy posiedli przedwojenne sekrety, z których mogli korzystać smakosze z delikatnym podniebieniem i bardzo zasobnym portfelem. W 1947 roku zaczęła się bitwa o handel, a więc moment, kiedy cudem ocalałe przybytki rozkoszy podniebienia powoli zaczęły ginąć z krajobrazu Polski, bo były niepoprawne politycznie. Te miejsca stały się dla władzy skrajnie podejrzane i były przeznaczone do likwidacji. To doprowadziło do upadku gastronomii i rynku spożywczego, a także kryzysu początku lat 50. – wyjaśniła Milewska.

Naszymi cechami narodowymi są jednak spryt i obrotność, które pozwalały nam przetrwać najgorsze historyczne zawieruchy… także w kuchni. Goszcząca w naszej audycji autorka książki przybliżyła historie o tym, jak ludzie radzili sobie w trudnych czasach.

– W latach 60. w naszym krajobrazie pojawiła się „Pani cielęcinowa” czy „Baba z mięsem”. To pani, która chodziła po blokach z wielkiej płyty, odwiedzała też czasem ministrów czy zakłady pracy. Oficjalnie jej nie było. Miała ona trudno dostępny towar: cielęcinę i pożądane mięsa. Sprzedawała je oczywiście po swojej własnej cenie, a nie regulowanej. Ratowała różne święta rodzinne, chrzciny czy pierwsze komunie – przyznała. – Mediami w połowie lat 80. wstrząsnęła historia o skromnym człowieku, który pracował pod Przemyślem w stadninie koni. Miał marzenie o mieszkaniu dwupokojowym. Postanowił je ziścić za pomocą drobnego nielegalnego handlu. Kupował w Przemyślu bułeczki, pakował je do plecaka i zawoził je do stadniny. Tam przekazywał je za drobną opłatą. Niestety, został aresztowany, skazany na wyrok w zawieszeniu i przepadek mienia – dodała.

ua

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj