Unia Europejska wprowadza zakaz sprzedaży aut spalinowych. „Mamy do czynienia z ekoszantażem”

(Fot. Pixabay.com)

Od 2035 roku wprowadzony ma zostać zakaz sprzedaży aut spalinowych. Decyzje w tej sprawie zapadły na szczeblu Unii Europejskiej. Jakie będą skutki tej decyzji? Jak wpłynie to na rynek samochodowy? O tym w audycji „Ludzie i Pieniądze” Iwona Wysocka rozmawiała z Arturem Kiełbasińskim, publicystą „Strefy Biznesu” oraz Maciejem Wośko, redaktorem naczelnym „Gazety Bankowej”.

– Mam wątpliwości, czy rzeczywiście wejdzie to w życie w 2035 roku. Osobiście nie chciałbym, by te rozwiązania zaczęły obowiązywać. Nie chodzi o to, że jestem trucicielem czy zwolennikiem spalinowych samochodów. Jestem natomiast zwolennikiem rozsądnej polityki ekologicznej. O tym, czy elektryki wygrywają z samochodami spalinowymi, powinien decydować rynek i technologie, które mamy. Tutaj tak naprawdę mamy do czynienia z ekoszantażem. Ustala się jakiś rok i wszyscy musimy coś do tego roku osiągnąć. W skali całego globu emisja spalin w Unii Europejskiej to znacznie poniżej 1 proc. wszystkich emisji. Gdybyśmy zajęli się wielkimi producentami ropy czy węgla w Azji, to zrobiłoby znacznie więcej dla klimatu, niż to że ekolodzy próbują ustalać sztuczne limity wprowadzania przepisów w Unii Europejskiej. Śrubujmy zasady wjeżdżania do miast, poprawiajmy wydajność silników spalinowych. To w większym stopniu poprawi to, co się dzieje i osiągniemy pewne cele ekologiczne – ocenił Kiełbasiński.

– Rewolucja ekologiczna, prowadzona przez grupę europosłów, przechodzi do fazy dotykającej każdego z nas. Dopóki transformacja energetyczna dotyczyła opłat emisyjnych w dużych zakładach pracy czy elektrowniach, to nie dotykało bezpośrednio naszego budżetu domowego. Nie wpływało to bezpośrednio na nasze decyzje. Mam nadzieję, że 2035 rok to nie jest realna data i uda się ostatecznie przenieść to albo zmienić zasady. Jestem zwolennikiem sprawiedliwej transformacji energetycznej, promującej ekologiczne zachowania, czyli np. ulgi dla posiadaczy samochodów elektrycznych albo dla tych, którzy korzystają z miejskiego transportu. Doprowadźmy do sytuacji, w której miejski transport będzie bezpłatny i będzie opłacało się wsiąść w autobus czy tramwaj, a nie jeździć samochodem. Natomiast w tej chwili zamieniamy politykę marchewki na politykę kija. To bardzo niebezpieczne – zaznaczył Wośko.

ua

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj