Żyje tak, jakby widziała. Historia wyjątkowej pani Heleny w reportażu „Rzadziej bywam, ale jestem”

Zanim ją zobaczyłam, najpierw ją usłyszałam. Jej śpiew niósł się po kei gdyńskiego nabrzeża. Śpiewała pięknie. To był głos czysty, mocny. Nie pamiętam, co śpiewała. Ale brzmiało przepięknie. Silny tembr i ładna barwa. Pomyślałam, że właścicielka tego głosu musi mieć słuch absolutny, bo tylko wtedy człowiek może śpiewać tak, jak pani Helena.

To było 10 lat temu. Helena wróciła wtedy z rejsu organizowanego przez niewidomą Sylwię Skuzę do Górek Zachodnich. Spotkałyśmy się na pokładzie. Oprowadziła mnie po nim. Wytłumaczyła, co robiła podczas rejsu. Potem pływała jeszcze na Zawiszy Czarnym w ramach projektu „Zobaczyć morze”. Minęło od tego spotkania już 10 lat.

„CHCĘ PRZEJŚĆ SŁONECZNIE PRZEZ ŻYCIE”

Spotkałyśmy się niedawno po raz drugi. Co teraz robi? Kim jest na co dzień? Jest na emeryturze, ale uczy niewidome dzieci alfabetu Braille’a. Ale wcześniej była masażystką. Pomagała ludziom z niepełnosprawnościami.

– Pogodziłam się ze swoją niepełnosprawnością. Nie narzekam, walczę o lepsze życie mimo braku wzroku. Chcę przejść słonecznie przez życie – opowiada mi pani Helena.

Urodziła się jako wcześniak. Od urodzenia miała ograniczone widzenie. Ale jako 5-latka została uderzona w czasie wojny przez niemieckiego policjanta. Uderzenie kolbą w głowę zostawiło wadę wzroku. Przez 6 tygodni leżała nieprzytomna. Potem okazało się, że naruszony jest nerw. Szczątkowo widziała jeszcze do 20. roku życia. Potem jednak wzrok zupełnie straciła, nie widziała ani słabych kolorów ani światła. – To był 56 rok. Pamiętam dokładnie – opowiada pani Helena. – Dziś skończyłam już 82 lata, jestem już na emeryturze. Ale nie chcę siedzieć bezczynnie – mówi.

 

Na gdyński Grabówek, mimo ślepoty, jeździ od 20 lat. Uczy w klasach integracyjnych, uczniowie ją uwielbiają. Przekonałam się o tym, kiedy odwiedziłam panią Helenę w jej gdyńskim mieszkaniu przy Partyzantów. Po kilku godzinach nauki powoli zaczynałam rozumieć, dlaczego dzieci uwielbiają Helenę. Łagodna i cierpliwa. Dokładna i perfekcyjna. Twórcza, otwarta, ciekawa świata. – Dawniej niewidomi to siedzieli pod piecem i różaniec odmawiali. Ja też odmawiam różaniec do tej pory, ale pod piecem nie siedzę. Nie usiedzę w miejscu – mówi.

Teraz niewidomi ludzie studiują. Uczą się, jeżdżą po świecie. Są wybitnymi specjalistami, informatykami. Opracowują np. portale społecznościowe dla niewidomych. Helena pisze teraz swoją biografię. Na razie nie ma tytułu. Może np. „Iskierki w mroku”? Albo „Z głębi niewidzenia”? Tytułu jeszcze nie wybrała, ale książka już jest gotowa.

Radek i Helena spotkali się 18 lat temu (Fot. Radio Gdańsk/Anna Rębas)

Cały czerwiec trwała zbiórka na Facebooku Heleny. Zebrała ponad 12 tys. złotych. Wpłacali ci, którzy chcieli pomóc, często nieznajomi ludzie. Za te pieniądze trzeba znaleźć korektora, a potem wydawcę. Helena myśli o nagraniu audiobooka, ale na razie musi wydać książkę w wersji papierowej. Książka ma prawie 200 stron.

– Tam jest całe moje życie. Od momentu gdy w wieku 5 lat straciłam wzrok, przez cierpienia z czasów wojny i czas, kiedy dorastałam i musiałam uczyć się funkcjonowania jako osoba niewidząca. Nie było łatwo, bo stosunek do takich jak ja, niepełnosprawnych, był jaki był. Niedobry – opowiada pani Helena.

RADEK TEŻ SPEŁNIA MARZENIA

Zanim trafiłam do mieszkania pani Heleny, otrzymałam maila od jej przyjaciela Radka. Chłopak odwiedził 47 krajów.  Podróżuje. Ma także wadę wzroku, ale z podróży nie rezygnuje i regularnie odwiedza swoją przyjaciółkę Helenę. Teraz odwiedził ją przed wizytą do Chile i Peru. – Spotkaliśmy się 18 lat temu. Chodziłem na lekcje do Heleny 1,5 roku. Pisałem szybko, z czytaniem było gorzej. Ja mam zwyrodnienie siatkówki ze zwyrodnieniem plamki żółtej. Mam ograniczone widzenie. Muszę chodzić w ciemnych okularach, bo światło sklepów mnie oślepia – opowiada Radek. – Znamy się już długo. Bywamy u siebie, znamy swoje rodziny. Chyba się przyjaźnimy – dodaje.

Historia Radka to materiał na kolejny reportaż. Podczas mojej kolejnej wizyty Radek wpada na chwilę do Heleny opowiedzieć jej o kolejnej swojej podróży, tym razem do Ameryki Południowej.

Helena oprócz Radka ma wielu znajomych na FB czy Skype. Lubi nowinki techniczne. Świetnie posługuje się komórką klawiaturową. Specjalne oprogramowanie pozwala jej słyszeć i wydawać komendy. Głosowo wybiera kontakty i szuka informacji i aplikacji. Wyszukiwanie kontaktów idzie bardzo sprawnie. Zresztą podobnie, jak inne obsługiwanie urządzeń elektronicznych.

Od 9 lat w mieszkaniu pani Heleny jest mały york. – Kupiłam go sobie, bo muszę mieć kogoś do kochania – dodaje Helena. Jej ulubiona piosenka to „Niech no tylko zakwitną jabłonie”. Nie tylko refren.

 

TUTAJ można wesprzeć wydanie książki Heleny. 

Anna Rębas
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj