Głos o niesamowitej mocy, który dostrzeżono za późno. Muzyczna historia pani Heleny Urbaniak

Miała wielki talent, ale zabrakło na jej drodze kogoś, kto pomógłby go odpowiednio wykorzystać. Gdyby ktoś taki się znalazł, 84-letnia gdynianka pani Helena mogłaby zostać wielką artystką. Może nawet operową divą na międzynarodową skalę. Dziś pozostają tylko piosenki, które nagrywała i gromadziła przez lata w szufladzie. To „Utwory z koncertów, których nie było”.

Utwory z „Koncertów, których nie było” pani Helena Urbaniak przechowuje na kilku pendrive’ach i starych taśmach. Niechętnie się z nimi rozstaje. Ale tym razem robi wyjątek. Już od kilku miesięcy historia pani Heleny krąży po mediach.

NAJWAŻNIEJSZY REPORTAŻ

Do Radia Gdańsk Helena Urbaniak trafiła w ubiegłym roku. Z jej udziałem powstały już dwa reportaże. Ten będzie trzeci. Najważniejszy, jak mówi bohaterka. – Wszyscy interesują się moją książką, a nikt nie chce słuchać o piosenkach. Śpiewałam je przez całe swoje życie. Promocja książki trwała przez ostatnie dwa miesiące. Ale nie tylko książka zasługuje na uwagę. Jest jeszcze moja miłość. Muzyka. Koncerty, których nie było i zmarnowany talent – podkreśla.

TALENT PÓŹNO DOSTRZEŻONY

Zmarnowany to jednak niewłaściwe słowo. Talent zbyt późno dostrzeżony i niewspomagany – nie rozwinął się i zgasł. W książce też jest o tym. Są tam łzy, ale i radość. Jest opowieść o bliskich, o matce, którą Helena opiekowała się aż do śmierci w 1984 roku, o domu niewidomych w Laskach, gdzie spędziła dzieciństwo i młodość. Opowiada o tym, jak mama ciężko pracowała, by utrzymać ją i brata. Ale nawet podczas trudnych momentów zawsze miała czas, by małą Helenkę zabrać do teatru.To tam mała dziewczynka poznawała rym i rytm. Oglądała spektakle, słuchała piosenek.

NIESAMOWITY GŁOS

I sama odkryła, że jej głos ma niesamowitą moc. A potem kilku znawców określiło jej słuch jako absolutny. Ludzie doceniali to, w jaki sposób śpiewa, ale nic nigdy za tym nie poszło. Helena nie zrobiła kariery, choć mogła. Nie skończyła konserwatorium, ani szkoły muzycznej, ale w reportażu tego nie słychać. Helena śpiewała w amatorskim chórze, czasem dostaje solowe partie. Jej wielką miłością jest radio.

KONCERTY, KTÓRYCH NIE BYŁO…

Często akompaniuje sobie na pianinie lub wyszukuje jakieś muzyczne podkłady tak, by nałożyć swój głos i śpiewać do wybranej muzyki. Kiedy opowiada o muzyce, jej twarz się rozpromienia. Słychać jednak lekki żal i rozgoryczenie, że przez te wszystkie lata nikt nie zainteresował się głosem dziewczynki i profesjonalnie jej nie wsparł.

Nie podpowiedział nie poradził, nie pomógł. Koncerty, których nie było, nadal bolą dziś już 84-letnią Helenę Urbaniak.

WIELKA MIŁOŚĆ

Na zachowanych ścieżkach dźwiękowych z lat 60. i 70. słychać, z jak wielkim talentem mieliśmy do czynienia. Wiedzą o tym także jej bliscy. Ci, którzy znają zawartość szuflad Heleny. I nie raz słyszeli jej opowieść o muzyce i wielkiej prawdziwej miłości. Helena uśmiecha się smutno.

Kiedy wraca do swojego mieszkania w Gdyni przy Partyzantów, czeka na nią cała szuflada piosenek z dawnych lat. Muzyka jest dobra na wszystko. Pod warunkiem, że nie jest smutna. I, że tych koncertów ktoś kiedyś wysłucha.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj