Festiwal w stanie przejściowym [OPINIA]

Pod jednym względem werdykt jury 44. FPFF w Gdyni jest dla mnie niepojęty: nagrodę specjalną przyznano filmowi „Ukryta gra”, jako przykładowi kina gatunkowego, zaś filmy „Dolina Bogów”, „Mowa ptaków” i „Interior” wymieniono z żalem jako te, które można by ewentualnie docenić w sekcji Inne Spojrzenie, w tym roku zlikwidowanej. Czyli kino gatunkowe jest „specjalne”, a artystyczne, czy szerzej – autorskie, powinno powędrować do getta „inaczej patrzących”? Jakie w takim razie filmy chciałoby oceniać jury? To tylko jeden z wątków dyskusji o kształcie i roli festiwalu jako takiego, dyskusji, trwającej co najmniej od lipca tego roku, kiedy to nie zakwalifikowano do konkursu trzech, jak się okazało, ważnych i artystycznie znakomitych filmów – jeden z nich, „Supernova,” otrzymał ostatecznie nagrodę w kategorii „debiut reżyserski, drugi film”, a dwa pozostałe zostały wymienione w tym akapicie o „innym spojrzeniu”, czyli zapomnieć o sobie nie dały.

Że od tego zaczęłam? Ależ tak to właśnie było na festiwalu. Dyskusje o tym, kto i według jakich kryteriów wybiera, ocenia, kwalifikuje bądź dopuszcza produkcje, przesłaniały, choć szczęśliwie nie do końca, rozmowy o filmach. A filmy były udane, niektóre bardzo udane. Do tych ostatnich należy nagrodzony Złotymi Lwami „Obywatel Jones” Agnieszki Holland, w pięknej, epickiej, ale i nieco sensacyjnej formule, opowiadający o okrucieństwach XX wieku, o uczciwości, o istocie zawodu dziennikarza oraz światowych i lokalnych mechanizmach zakopywania prawdy, niestety skutecznych.

Jeszcze większe wrażenie zrobił na mnie film Jana Komasy „Boże Ciało”, równie perfekcyjny, a zarazem bardziej dotkliwy, niejednoznaczny i głębiej ukazujący ludzką naturę. Obok niego postawiłabym obraz Bartosza Kruhlika „Supernova”, a w bliskim sąsiedztwie „Interior” Marka Lechkiego. To są prawdziwe – nie „naprawdziwościowe”, że posłużę się cytatem z „Mowy ptaków” – opowieści o nas dziś: zagubionych, zmęczonych, skłóconych, zapiekłych w żalach, bezsilnych i o naszym rozbitym, rozsypującym się świecie. O tych filmach będę pamiętać – także o „Mowie ptaków” Xawerego Żuławskiego, pociesze każdego, kto czyta i rozumie oraz o „Dolinie Bogów” Lecha Majewskiego, upajającej obrazem i igrającej z mitem.

A „Ikar. Legenda Mietka Kosza” Macieja Pieprzycy, laureat Srebrnych Lwów i Złotego Klakiera? Znakomity film, bez dwóch zdań, z kolejną świetną rolą Dawida Ogrodnika, a przede wszystkim wypełniającą ekran… (w końcu to film o patrzeniu słuchem, więc niech będzie, że wypełniającą ekran) muzyką Leszka Możdżera.

To jest to, co zostanie. A spory przeminą, kiedy wykształci się, a to chyba stać się musi, nowa formuła festiwalu.

 
Iwona Borawska
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj