Korona im z głowy nie spadła. Kielczanie bezdyskusyjnie lepsi od Arki

Korona podobno władcą nie czyni, ale w przypadku piątkowego meczu to zespół z Kielc ją nosił i panował na boisku. W zwycięstwie gospodarzom pomógł błąd Pavelsa Steinborsa. W efekcie gospodarze zwyciężyli 2:1. Detale – one w piłce nożnej odgrywają ogromne znaczenie. Była 14 minuta spotkania. Na 30 metrze piłkę miał Rafał Siemaszko, po prawej stronie na wolną pozycję wychodził dynamicznie Nabil Aankour, ale Siemaszko w szkolny sposób, przez nikogo nieatakowany, zagrał pod nogi rywala. Mogło być 0:1 i wspaniały początek, ale było chwilę później… 1:0 dla gospodarzy.

MATEMATYKA STEINBORSA

Oto Pavels Steinbors, bramkarz o tyle w Gdyni ceniony, co chimeryczny. Na 5 spotkań grywa jedno słabe, które zazwyczaj decyduje o utracie punktów. Tak było kilka lat temu w półfinale Pucharu Polski przeciwko Wigrom Suwałki, podobnie zachował się także w lutym podczas meczu z Wisłą Kraków, gdzie jego konto obciążały dwie bramki.

Niestety w Kielcach matematyka była nieubłagana i Steinborsowi zdarzył się ów 5, pechowy mecz. Pytanie, czy to problem dekoncentracji, czy ubogość umiejętności połączona z zębem czasu, który dotyka Łotysza. Na dodatek pierwszy celny strzał na bramkę Korony padł w… 30 minucie.

Krytyka w pierwszej połowie powinna zresztą lać się na podopiecznych trenera Smółki strumieniami. Gdyby tylko Koroniarze strzelali inaczej niż na wysokość 3 piętra, do przerwy pewnie byłoby 3:0 dla graczy z Kielc.

NIE PŁACZĄ ZA AANKOUREM

Druga połowa dostarczyła trochę więcej emocji. Najpierw jednak Nabil Aankour spudłował z 5 metrów na tyle dokumentnie, że w Kielcach z pewnością przestali po nim płakać. Waleczności nie zabrakło, szczególnie Damianowi Zbozieniowi, który przebiegł najwięcej kilometrów w piątkowy wieczór, a przy wyniku 0:2 zdołał jeszcze zdobyć bramkę kontaktową, ale to było za mało.

 
SZARY KONIEC SŁABEJ LIGI

Niedawno znany opiniotwórczy dziennikarz Przeglądu Sportowego Przemysław Rudzki napisał w kontekście Ekstraklasy, że „tej ligi nie da się oglądać”. Jeszcze smutniejsze dla kibiców z Gdyni, że prawie na końcu tych, którzy w tej mizernej lidze punktują, jest Arka.

Paweł Kątnik

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj