Dzielnie bili się z Albą przez trzy kwarty, ostatecznie przegrali czwarte spotkanie z rzędu. Arka wraca bez punktów z Berlina

Koszykarze Arki Gdynia przegrali w Berlinie z Albą 68:82 (16:23, 19:17, 18:14, 15:28) w czwartym meczu grupy B Pucharu Europy. W następną środę podopieczni trenera Przemysława Frasunkiewicza, którzy nie odnieśli jeszcze zwycięstwa, podejmą francuski Limoges CSP. Z powodu urazu ręki do stolicy Niemiec nie pojechał Filip Dylewicz, ale przeciwko Albie zagrał już Krzysztof Szubarga, który przez kontuzję kolana nie wystąpił w dwóch ostatnich meczach, ligowym i pucharowym. 

NIEZAWODNY SIVA

Gospodarzy do zwycięstwa poprowadził Peyton Siva. Tym razem amerykański rozgrywający, który był ze średnią 11 asyst najlepszym podającym tych rozgrywek, dał się poznać jako znakomity strzelec. 28-letni zawodnik zdobył 27 punktów, z czego 12 w decydującej kwarcie, do tego miał również osiem asyst. – „To jest serce tego zespołu. Na tle tak klasowego rywala widać jednak, że poprawiamy naszą grę i z meczu na mecz w każdym elemencie spisujemy się lepiej. Brakuje nam tylko zamknięcia spotkania. Musimy doprowadzić do tego, żeby remis był na dwie, a nie sześć minut przed końcem. Cieszy mnie również postawa Garbacza, który odbił się od dna i teraz powinno być lepiej. Nie chodzi mi tylko o zdobyte punkty, ale głównie o to, że Jakub czuje się na boisku pewniej i nie był wystraszony, powiedział trener Arki – Przemysław Frasunkiewicz

MIELIŚMY PLAN 

39-letni szkoleniowiec przekonuje, że jego zespół miał plan na to spotkanie i dość skutecznie go realizował. Gdynianie starali się grać wolniej i wybijać gospodarzy z rytmu. – Nie mogliśmy pójść na wymianę ciosów, bo to byłaby woda na młyn berlińczyków. Alba gra niezwykle ofensywny i najszybszy basket w Pucharze Europy. Rywale zdobywają średnio 94 punkty i są najlepsi w przechwytach. Przyjechaliśmy do jaskini lwa i chcieliśmy wyrwać to zwycięstwo. Byliśmy bardzo dobrze przygotowani do tego meczu, ale kiedy gospodarze zmienili w czwartej kwarcie obronę, nagle odcięło nam myślenie. Nie wiedzieliśmy co robić na boisku, dodał szkoleniowiec gdynian.

CZWARTA KWARTA OKAZAŁA SIĘ DECYDUJĄCA

Przez trzy kwarty zawodnicy Arki potrafili nawiązać z faworyzowaną Albą wyrównaną walkę. W 30. minucie po dwóch wolnych Marcela Ponitki goście prowadzili nawet 53:52, ale nie zdołali ustrzec się czwartej porażki w tych rozgrywkach. A o trzecim triumfie drużyny ze stolicy Niemiec przesądziła czwarta kwarta, którą gospodarze wygrali 28:15. – W pewnym momencie, kiedy mecz się rozstrzyga, trzeba podjąć decyzję, czyli trochę mocniej podać, trochę wyżej wyskoczyć i szybciej zareagować w obronie. A my tego nie potrafimy i zaczynamy się „gotować”. Bijemy się przez trzy kwarty i stawiamy wymagające warunki faworytom, ale później wychodzą nasze niedociągnięcia. Nie trafiamy też z otwartych pozycji, których mieliśmy mnóstwo. Na tym poziomie jeszcze nie potrafimy zwyciężać. Odnoszę nawet wrażenie, że boimy się wygrać. Czas to zmienić, podsumował Frasunkiewicz.

W następną środę podopieczni trenera Przemysława Frasunkiewicza, którzy nie odnieśli jeszcze zwycięstwa, podejmą francuski Limoges CSP.

PAP/lus
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj