Trefl Sopot dementuje: „Długi spłacamy. Dylewicz nie przyjął warunków nowego kontraktu” [SPROSTOWANIE]

Prezes Trefla Sopot ustosunkował się do treści zamieszczonych w artykule Włodzimierza Machnikowskiego, który zamieściliśmy na stronie radiogdansk.pl, w którym opisał kiepską sytuację finansową klubu.

TREŚĆ OŚWIADCZENIA

Pragniemy sprostować nieprawdziwe informacje zawarte w artykule opublikowanym na portalu radiogdansk.pl pod tytułem „Wisła tonie ku przestrodze. Sprawdzamy kondycję finansową trójmiejskich klubów sportowych”.

1. Nieprawdziwa jest informacja, że, cytując, „Trefl nie ma z czego spłacać długów”. Klub reguluje na bieżąco i terminowo wszystkie swoje zobowiązania. Stan zobowiązań długoterminowych powstałych w latach ubiegłych jest cały czas sukcesywnie zmniejszany.

2. Nie jest prawdą, że „wcześniej oczekiwania Filipa Dylewicza opiewały na kwotę niższą niż 20 tysięcy złotych za miesiąc gry”. Przedstawiciel zawodnika oczekiwał kwoty przekraczającej kwotę 20 tysięcy złotych miesięcznie. Propozycja Trefla Sopot S.A., opiewająca na kwotę 19 tysięcy złotych, nie została przyjęta przez zawodnika.

Z poważaniem
Marek Wierzbicki
Prezes Zarządu Trefl Sopot SA

KOMENTARZ REDAKCYJNY

W punkcie 1. nie ma wątpliwości. Firma Trefl, której właścicielem jest Kazimierz Wierzbicki bywa notowana w czołowej „100” największych polskich firm prywatnych. W ubiegłym roku znalazła się w czołowej „20” największych sponsorów polskiego sportu.

Oddanie i sympatia, jaką Prezes darzy swoje sportowe projekty są niepodważalne. Materialnym dowodem są dziesiątki milionów złotych przekazanych w ciągu ostatnich 20 lat na siatkarskie i koszykarskie projekty z rodziny Trefla. Zapewnienie, że długi są coraz mniejsze, pozwalają mieć nadzieję, że już wkrótce Trefl wróci do wspaniałych tradycji i gry o medale MP.  

2. W sprawie odejścia Filipa Dylewicza do Arki Gdynia zabrakło porozumienia. Jednak kwota, o której mowa w artykule i ta wymieniona w oświadczeniu są zbliżone, co świadczy o tym, że do przedłużenia kontraktu zabrakło naprawdę „drobnych” pieniędzy i nieco więcej dobrej woli. Tę trudno położyć na szali i po prostu zważyć. Zainteresowani uważają, że wina leży po przeciwnej stronie. Prezes Kazimierz Wierzbicki podkreśla, że na decyzję zawodnika czekał cierpliwie przez kilka miesięcy a oferta była ponawiana. Filip Dylewicz mówi wprost, że nie chciał zarabiać mniej niż inni ligowcy z jego „półki”.

Pozostaje żal i… nadzieja, że ikona sopockiej koszykówki karierę zakończy jednak w Sopocie.

Włodzimierz Machnikowski

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj