Nudni, przewidywalni, kolejny raz pokonani. Czwarta z rzędu porażka piłkarzy Arki Gdynia

To był kolejny mecz Arki, który każe wątpić w wykonywaną przez Zbigniewa Smółkę pracę. Gdynianie w Poznaniu praktycznie nie zagrozili Lechowi, dali sobie strzelić bramkę po jednej z nielicznych składnych akcji i przegrali 0:1. O pierwszych trzydziestu minutach meczu można powiedzieć tyle, że się odbyły. Najpierw przez piętnaście minut przeważał Lech, później raczej częściej przy piłce była Arka, ale ani z jednej, ani z drugiej strony nic szczególnie emocjonującego się nie działo. Liczba celnych strzałów oddanych przez te pół godziny? Okrągłe zero.

JEDEN CELNY STRZAŁ
 

Mecz przyjaźni powodował raczej powolne usypianie kibiców przed telewizorami niż podwyższone tętno i wypieki na twarzach. Gdynianie na pierwsze uderzenie w światło bramki czekali do 34. minuty, ale – delikatnie mówiąc – Jasmin Buric miał już w życiu trudniejsze interwencje. Prawdopodobnie większość z nich była trudniejsza.

JEDYNA SKŁADNA AKCJA

W końcu jednak swoich kibiców obudzili piłkarze Lecha. Na prawej stronie akcję w stylu duetu Łukasz Piszczek – Jakub Błaszczykowski przeprowadzili Robert Gumny i Kamil Jóźwiak, ten drugi idealnie dograł do Christiana Gytkjaera, a Duńczyk od poprzeczki wpakował piłkę do siatki. Pavels Steinbors nie miał szans, futbolówka była uderzona i precyzyjnie, i piekielnie mocno. Przed przerwą jeszcze z dystansu próbował podwyższyć wynik Maciej Makuszewski, ale tym razem Łotysz skutecznie interweniował.

NUDNO Z TYŁU, NUDNO Z PRZODU

W drugiej połowie w końcu zobaczyliśmy kilka konkretów w wykonaniu ofensywy żółto-niebieskich. Był niezły strzał Luki Zarandii, ale jednak nad poprzeczką, była dobra szansa Macieja Jankowskiego, ale trafił wprost w Buricia, była też okazja Adama Dei, ale również bezskuteczna. Trzeba jednak docenić, że po przerwie Lech praktycznie nie zagrażał Arce. Eksperymentalnie ustawiona obrona, z duetem stoperów Christian Maghoma – Adam Danch i Michaelem Olczykiem na lewej obronie, była długimi momentami bezrobotna.

KILKUMINUTOWY ZRYW W KOŃCÓWCE

Podobnie jednak wyglądała sytuacja w defensywie Lecha. Arka stworzyła sobie wspomniane wyżej sytuacje, ale o oblężeniu bramki „Kolejorza”, albo chociaż mocniejszym natarciu, mówić nie można. Dwa strzały w ostatnich minutach – efekt kilkuminutowego zrywu – ogólnego obrazu spotkania zmienić nie mogły.

SPADEK STAJE SIĘ REALNY

To był jeszcze jeden mecz, po którym trzeba się zastanawiać, czy Arka zmierza w dobrym kierunku. Żółto-niebiescy powoli zaczynają zapominać, jak to jest wygrać mecz, a i remisu dawno nie posmakowali. Grają do bólu przewidywalnie, nie mają pomysłów na rozgrywanie piłki, a atrakcyjny styl zapowiadany przez Smółkę brzmi teraz jak nieśmieszny żart. Jego podopieczni liczą na pojedyncze, indywidualne przebłyski, których jednak ostatnio jest jak na lekarstwo. Jeszcze niedawno wydawało się, że ewentualny spadek gdynian byłby scenariuszem mocno abstrakcyjnym, teraz trzeba o nim mówić jako jednym z możliwych. Przewaga nad przedostatnią Wisłą Płock wynosi już tylko dwa punkty.

Tymoteusz Kobiela/mmt
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj