Kończy się Biesiada w Lechii, powrót Mandziary. O co w tym wszystkim chodzi? [KOMENTARZ]

Janusz Biesiada tylko kilka tygodni sprawował funkcję prezesa Lechii Gdańsk. Dziś został zawieszony. Jakie są tego przyczyny i o co chodzi w całym tym zamieszaniu? Komentarz Włodzimierza Machnikowskiego.
Janusz Biesiada od kilku miesięcy kuleje. 50 lat w sporcie wyczynowym dało o sobie znać. Biesiada najpierw rozgrywał w siatkarskim Stoczniowcu, potem dyrektorował w Gedanii, próbował także budować męski zawodowy klub znany przez jakiś czas jako GTPS. Kiedy poznał wszechmocnego szefa światowej federacji – Rubena Acostę, stał się najważniejszą postacią w polskiej siatkówce. Najpierw zorganizował w Olivii Mistrzostwa Świata kadetek, a potem zapisał męską reprezentację do Ligi Światowej. Jako prezes PZPS kładł fundamenty pod przyszłą potęgę polskiej siatkówki. Sukcesy przysporzyły mu chwały i… wrogów. Został odwołany, gdy nie mógł namierzyć księgowego związku, który zniknął, a razem z nim kilkaset tysięcy złotych ze związkowej kasy.
Janusz Biesiada wygrał procesy sądowe i zabrał się do pracy, której celem było odzyskanie dobrego imienia i zawodowej pozycji. Na początek został dyrektorem w Olivii, a przed pięciu laty zdecydował się na transfer do Lechii, której – jak sam twierdzi – „się nie odmawia”. Taką dewizą kierował się, gdy przed miesiącem Adam Mandziara poprosił go o zastępstwo na stanowisku prezesa.

MIŁE ZŁEGO POCZĄTKI

Szefa, który jest jednocześnie współwłaścicielem klubu, raczej trudno spławić, tym bardziej, że perspektywy organizacyjne, sportowe i finansowe na nowy sezon były dobre. Piłkarze w lipcu otrzymali pieniądze za czerwiec, za co zrewanżowali się zdobywając Superpuchar Polski. W eliminacjach do Ligi Europy nie było kompromitacji, a w lidze zaczęło się odrabianie strat po nie najlepszym początku sezonu. Prezes Biesiada uznał, że można zająć nadszarpniętym zdrowiem. Wszak przez ostatnie 5 lat miał tylko 2 tygodnie urlopu.

NIE O ZDROWIE CHODZI

Zwolnienie lekarskie wziął do 1 września. Klub działał, właściciele się nie odzywali, można było rehabilitować kontuzjowaną stopę. Pojawiały się wprawdzie niepokojące sygnały, że Adam Mandziara ma o coś pretensje, ale to były tylko twitterowe plotki. Bardziej konkretne było powołanie nowego wiceprezesa, którego biografii nie wyświetla nawet Wikipedia, i który dotychczas nie został przedstawiony urzędującemu prezesowi. To też można było zrozumieć, bowiem ten przebywa na zwolnieniu lekarskim, które właśnie przedłużył do połowy września.

Wobec zawieszenia przez Radę Nadzorczą i troski wyrażonej w oficjalnym komunikacie Janusz Biesiada będzie mógł nie tylko zrehabilitować pokiereszowaną stopę, ale także ją zoperować i usprawnić od nowa. Bo przecież w całej tej sprawie nie o zdrowie chodzi.

NOWY-STARY PREZES

Chodzi o to, kto rządzi w Lechii – Adam Mandziara. Kto reprezentuje właściciela większościowego – Adam Mandziara. Kto ma 3 z 4 głosów członków Rady Nadzorczej – Adam Mandziara. Kto przejął obowiązki zawieszonego prezesa Biesiady – Adam Mandziara. I o to właśnie chodzi. O transparentność. Janusz Biesiada nie tworzył, tylko realizował strategię rozwoju klubu. Ten osiągnął stabilizację sportową i poprawił kondycję finansową. Czas na nowe wyzwania. Dokładniej na jedno – konwersje zadłużenia, czyli zamiany długu względem właściciela na akcje. Podobno udziałowcy mniejszościowi są już mniej zdeterminowani niż dotychczas. Czas zatem, by do akcji wkroczył człowiek, od którego tak naprawdę wszystko i tak zależy. Niezależnie, kto jest prezesem.

Czas Biesiady się skończył. Nastał czas finalizacji przekształceń własnościowych. Tego dokona już nowy – a może stary – prezes.

Włodzimierz Machnikowski/tkob
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj