A więc jednak… łatwiej. Jagiellonia bez Mamrota odprawia Lechię z kwitkiem

Starcie Jagiellonii z Lechią jest idealnym przykładem, dlaczego w Lotto Ekstraklasie nie należy szukać jakiejkolwiek logiki. Lechia przyjeżdżała do Białegostoku będąc na wyraźnej fali wznoszącej. Jeżeli dodać do tego, że klub ze stolicy Podlasia gdańszczanom w ostatnim czasie po prostu „leżał”, to przy ostatnich problemach Jagiellonii nietrudno było znaleźć faworyta w tym spotkaniu. Ale to właśnie „Jaga” po raz kolejny pokazała, że jest jedną z najbardziej nieprzewidywalnych drużyn w polskiej lidze i zasłużenie wygrała u siebie… 3:0. 

Sytuacja obu zespołów przed 19. kolejką była zgoła odmienna, a wręcz wydawało się, że zmierzą się drużyny, które znajdują się na dwóch przeciwnych biegunach. Lechia zażegnała październikowy kryzys i od początku listopada, łącznie z Pucharem Polski, zanotowała 4 zwycięstwa z rzędu, czym zbliżyła się do czołówki ligi. Zmiany Piotra Stokowca zdały egzamin, ale co najważniejsze, szkoleniowiec gdańszczan odzyskał Flavio Paixao. Na Portugalczyku z racji wieku wielu stawiało już krzyżyk, ale trener Lechii zawzięcie twierdził, że kapitan biało-zielonych jeszcze nie raz da kibicom radość. Efekt? 6 bramek w 4 ostatnich meczach.

A Jagiellonia? W klubie ze stolicy Podlasia nastroje były niczym na stypie. Porażki z Rakowem Częstochowa i Zagłębiem Lubin definitywnie postawiły krzyżyk na osobie Ireneusza Mamrota, który pożegnał się już z Białymstokiem. Jego miejsce do końca roku zajął były kapitan i legenda „Jagi” Rafał Grzyb. Przed „Grzybkiem” postawiono trudne zadanie. Przede wszystkim przywrócić drużynie charakter. Bo czego jak czego, ale tego białostoczanom ostatnio zdecydowanie brakowało.

MOZOLNY ROZPĘD GDAŃSZCZAN

I rzeczywiście „efekt nowej miotły” wyraźnie zadziałał. Od początku spotkania to Jagiellonia rzuciła się wręcz gdańszczanom do „gardeł”. Podopieczni Piotra Stokowca zostali zepchnięci pod swoje pole karne i długo dzielnie odpierali falowe ataki gospodarzy. Świetnie w bramce spisywał się też Zlatan Alomerović, który po strzałach Klimali i Imaza kilkukrotnie uratował swoich kolegów przed utratą bramki. O ile Lechia dobrze wyglądała w defensywie, to do ataku gdańszczanie zabierali się dość mozolnie. I choć przez długi czas w szeregach gdańszczan brakowało ruchu w poszczególnych formacjach, to z czasem podopieczni Stokowca zaczęli się rozkręcać. Z dystansu próbowali Nalepa, Wolski i Mladenović, blisko sytuacji sam na sam z Grzegorzem Sandomierskim był Artur Sobiech, ale bramkarz „Jagi” pozostawał czujny między słupkami.

„GONG” DO SZATNI

I gdy wydawało się, że oba zespoły zejdą do szatni z wynikiem bezbramkowym, to Jagiellonia strzeliła bramkę do szatni. I nie można powiedzieć, że na tego gola nie zasłużyła. Gospodarze w pierwszej połowie byli lepsi i konkretniejsi od Lechii. Kropkę nad „i” w pierwszej połowie postawił Jesus Imaz, który po idealnym dośrodkowaniu Guilherme na krótki słupek, strzałem głową nie dał szans bezradnemu Alomeroviciowi.

POWTÓRKI Z ZAGŁĘBIA NIE BYŁO

Kibice biało-zielonych, którzy licznie stawili się w Białymstoku, zapewne liczyli, że w drugiej połowie ujrzą zupełnie inną Lechię, najlepiej tą z pucharowego starcia z Zagłebiem Lubin, kiedy w rewelacyjnym stylu odrobili stratę 2 bramek i awansowali do ćwierćfinału Pucharu Polski. Biało-zieloni jednak nadal wyglądali słabo na tle Jagiellonii, która z każdą minutą rosła, była pazerna na zdobycie kolejnego gola i nie pozwalała gdańszczanom dosłownie na nic. Nieporadność podopiecznych Stokowca najlepiej skwitowali kibice, którzy w dość niekulturalny sposób próbowali zmotywować swoich ulubieńców do gry w piłkę.

„VAR” ZAMKNĄŁ MECZ

Okrzyki kibiców Lechii nie pobudziły jednak podopiecznych Stokowca. Słabą zmianę dał wprowadzony po przerwie Sławomir Peszko, Flavio Paixao został całkowicie wyłączony z gry przez Bartosza Kwietnia, a swojego dnia nie mieli też Filip Mladenović i Lukas Haraslin. Co innego można powiedzieć o piłkarzach gospodarzy, którzy w końcu dopięli swego i podwyższyli prowadzenie. W polu karnym Mario Maloca wyciął Bartosza Bide i choć sędzia Złotek nie wskazał od razu na „wapno”, to po wideoweryfikacji nie miał już żadnych wątpliwości. Do „jedenastki” podszedł Jesus Imaz i choć Zlatan Alomerović wyczuł intencję strzelca, to Hiszpan nie pomylił się.

„BOBMA” PRIKRYLA

Lechia nie miała nic do stracenia i musiała się odkryć. W efekcie nadziała się na kontrę gospodarzy, która całkowicie pogrążyła gdańszczan. Tomas Prikryl uderzeniem zza 16 metrów posłał prawdziwą „bombę” w kierunku bramki Alomerovicia. Serb z niemieckim paszportem próbował interweniować, ale strzał Czecha był tak mocny, że przełamał ręce bramkarza, a piłka wpadła do bramki. To był stempel pieczętujący jak najbardziej zasłużone zwycięstwo białostoczan.

Lechia zagrała fatalny mecz. Przez większość czasu była dla Jagiellonii tłem i powinna o nim po prostu zapomnieć. Szansa na rehabilitację będzie w sobotę, gdy do Gdańska przyjedzie Raków Częstochowa. W dodatku Piotra Stokowca czeka spory ból głowy przed ostatnim meczem w 2019 roku. Jeszcze w pierwszej połowie z powodu kontuzji musiał zejść Karol Fila, a Artur Sobiech i Rafał Wolski w głupi sposób złapali po 4. żółtej kartce i tym samym zapewnili sobie wcześniejsze święta…

Jagiellonia Białystok – Lechia Gdańsk 3:0 (1:0)

Bramki: J. Imaz 44′, 81′, T. Prikryl 90′

Jagiellonia: G. Sandomierski – A. Kadlec, B. Kwiecień, Z. Arsenić, Guilherme – T. Romanczuk, M. Pospisil – B. Bida (90′ K. Toporkiewicz), J. Imaz, T. Prikryl (90′ M. Savković) – P. Klimala (75′ J. Camara)

Lechia:
Z. Alomerović – K. Fila (33′ D. Łukasik), M. Maloca, M. Nalepa, F. Mladenović – P. Lipski, T. Makowski, R. Wolski (76′ J. Arak) – F. Paixao, A. Sobiech (61′ S. Peszko), L. Haraslin

Michał Kułakowski

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj