Atak zimy, półtoragodzinna połowa i wywalczony remis. Zwoliński zapewnił Lechii punkt w Zabrzu

(Fot. PAP/Zbigniew Meissner)

To nie było zwyczajne spotkanie. Piłkarze Górnika i Lechii walczyli nie tylko ze sobą nawzajem, ale też z atakiem zimy. W końcu przegrali i mecz przerwano. Zimę trzeba było wziąć na przeczekanie. Udało się i ostatecznie dokończono pierwszą połowę – zajęło to półtorej godziny – a w drugiej można było zacząć grać w piłkę. Z wykonaniem tego zadania momentami też były problemy, ale ostatecznie obu zespołom udało się zdobyć po bramce i mecz zakończył się remisem 1:1.

Trudno spotkanie w Zabrzu potraktować tak, jak wszystkie pozostałe. Warunki od początku były bardzo trudne i pogarszały się z każdą upływającą minutą. W końcu sędzia Damian Sylwestrzak uznał, że nie ma sensu kontynuować gry, zgodzili się z tym trenerzy obu zespołów i w 26. minucie piłkarze zeszli do szatni. Do tego momentu grę prowadzili gospodarze, a biało-zieloni – zgodnie z tym, co zapowiadał Marcin Kaczmarek – fundamenty budowali od defensywy i szukali szybkich przejść do ataku. Piłkę do siatki wpakował po jednej z akcji Łukasz Zwoliński, ale w swoim stylu był na spalonym.

ŚNIEŻNA AURA I „ZABAWA”

Do gry piłkarze wrócili po ponad 30 minutach, które kibice spędzili oglądając pasjonujący pojedynek kierowców odśnieżarek. To była zacięta rywalizacja i boisko szybko udało się doprowadzić do porządku. Później fani gospodarzy znaleźli sobie nową zabawę, absolutnie bezmyślną i żenującą. Śnieżkami rzucali w Dusana Kuciaka. Jednemu z zabrzańskich geniuszy udało się nawet trafić Słowaka, sędzia – a później także między innymi Lukas Podolski – opanowali ostatecznie sytuację.

Nieco ciekawiej zrobiło się w końcu na murawie w kwestiach czysto piłkarskich. Lechia w końcu wykorzystała okazję do kontrataku. Akcję środkiem rozprowadził Conrado, oddał na prawą stronę do Ilkaya Durmusa, a ten obsłużył Brazylijczyka precyzyjnym dośrodkowaniem. Niezłe uderzenie głową obronił jednak Daniel Bjelica. W odpowiedzi groźnie zaatakował Górnik, ale strzał Podolskiego, który mógł zamienić się w podanie do Szymona Włodarczyka, zatrzymał Mario Maloca.

EMOCJE PRZY TELEWIZORZE

Później serca gdańskich kibiców zamarły, bo Zwoliński bezpardonowo zaatakował Norberta Wojtuszka. Sędzia długo zastanawiał się i konsultował z VAR-em decyzję, ostatecznie pozostał przy żółtej kartce, choć pewnie nie można byłoby mieć do niego pretensji, gdyby wyciągnął czerwoną. Zwoliński pozostał jednak na murawie i już moment później mógł otworzyć wynik meczu, ale minimalnie pomylił się uderzając w kierunku dalszego słupka po dośrodkowaniu Conrado.

I znów ruszył Górnik, z lewej strony uderzał Erik Janża, a trafił w Durmusa. Sędzia raz jeszcze podbiegł do monitora, znów długo się zastanawiał i tym razem nie uratował gdańszczan. Podyktował rzut karny, podejmując kolejną kontrowersyjną decyzję. Do piłki podszedł Szymon Włodarczyk i choć Kuciak wyczuł jego intencje, to strzał był zbyt precyzyjny i mocny. W 54. minucie pierwszej połowy młody napastnik otworzył wynik spotkania. Chwilę później, po 90 minutach od pierwszego gwizdka, sędzia Sylwestrzak zakończył pierwszą część meczu.

PRZYCZAJONY ZWOLIŃSKI

Po powrocie na murawę role zaczęły się odwracać. To Lechia coraz dłużej utrzymywała się przy piłce, a Górnik szukał prostszych rozwiązań, szybkich kontr i oczywiście dogrania do Podolskiego. Ten dwukrotnie doszedł nawet do strzału, ale z trudnych pozycji nie był w stanie zaskoczyć Kuciaka.

Bjelicę testował Durmus, jednak ani z dystansu, ani z pola karnego nie mógł znaleźć drogi do bramki. W końcu zmienił go Kacper Sezonienko, a za Macieja Gajosa wszedł Kevin Friesenbichler. I to właśnie Austriak odegrał ważną rolę w 71. minucie. Bramka padła w sposób niemal bliźniaczy do tego, jak biało-zieloni zaskoczyli Wisłę Płock. Friesenbichler uderzył z dystansu, Bjelica „wypluł” piłkę, a bezbłędnie dobił Zwoliński. Snajper nie był na spalonym i mógł cieszyć się ze swojego szóstego ligowego gola w sezonie.

LECHIA NIE POSZŁA ZA CIOSEM

Gdańszczanie nie poszli jednak mocno za ciosem, a dopuścili do tego, by gospodarze mogli grać na wcześniejszych warunkach. Górnik rozgrywał, szukał możliwości i stwarzał groźnie sytuacje, ale nie był w stanie żadnej wykorzystać. Lechia problem miała już z pierwszym elementem tego schematu, nie zagroziła już poważnie Bjelicy.

Zespół Marcina Kaczmarka trzeba pochwalić za powrót do meczu, odrobienie strat i wywalczenie punktu na wyjeździe. Nie można powiedzieć, by defensywa zawiodła, bo rzut karny był kontrowersyjny i choć Górnik oddał 18 strzałów, to kłamstwem byłoby stwierdzenie, że punkty Lechii uratował Kuciak. Nie, zrobił to Zwoliński, który też miał przecież dużo szczęścia, że nie „zjechał do bazy” jeszcze przed przerwą. Trudne warunki, trudne spotkanie, cenny punkt zdobyty. Cel minimum został zrealizowany.

Tymoteusz Kobiela

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj