Miał podratować wynik, a walczy o awans do Ekstraklasy. Trener Miljan Čurović [ROZMOWA]

fot. Kociewskie Diabły/Facebook

Nie miał łatwego startu na Kociewiu. Rola strażaka – zresztą adekwatnie do nazwy – przypadła mu niespodziewanie i wiązała się z błyskawicznie podejmowanymi decyzjami. Jego zespół przegrał dwa pierwsze mecze gdy przybył do pracy. Później jednak pokazał znakomity styl, pokonał faworytów ligi i przebojem wrócił do czołówki, stając się największym utrapieniem ligowych potentatów przed play-off.

Rozmawiamy z Miljanem Curoviciem, serbskim trenerem I ligowej drużyny koszykamrzy SKS-u Fulimpex Starogard Gdański. Nasze spotkanie odbyło się po najbardziej widowiskowym meczu, wygranym przez gospodarzy w derbach Kociewia z Decką Pelplin.

 

Paweł Kątnik: Na początek gratulacje bo graliście bardzo efektownie. Co się zmieniło od kiedy pan przyszedł, że ten zespół zaczął wygrywać? Przypominam sobie dwa pierwsze mecze pod pana batutą i to były przegrane spotkania. A teraz świetnie się ogląda tę radość, sposób wygrywania…

Miljan Curović: Fakt, ostatnio gramy dobrą koszykówkę. Ja wciąż się do końca nie pogodziłem z tymi dwiema początkowymi porażkami. Wtedy jednak nie graliśmy najlepszej koszykówki. Kiedy tu przyszedłem rozmawiałem z zawodnikami o moim pomyśle na ten zespół. Po pierwsze chciałem zmienić podejście do treningu i sposób myślenia. Myślę, że w tym momencie udaje nam się realizować założenia w obu tych płaszczyznach. Cieszy mnie, że wygrywamy mecze w miarę komfortowo, ale wciąż widzę rezerwy w tym zespole i mam wrażenie, że możemy grać lepiej. Przecież w ostatnich 3 meczach nie mogliśmy skorzystać z Filipa Siewruka i Adriana Kordalskiego, kiedy oni wrócą potencjał tego zespołu znacznie wzrośnie.

Właśnie miałem zapytać o Kordalskiego, bo widziałem go w dresie klubowym, rozgrzewającego się w meczu z Decką, ale nie zagrał. Teraz już wiem, że to tylko w wyniku kontuzji…

Tak, miał problem z mięśniem dwugłowym, a to bardzo wrażliwa kontuzja, jeśli jej dobrze nie zaleczymy, możemy stracić zawodnika na resztę sezonu. W procesie rekonwalescencji postąpiliśmy mądrze i myślę, że to pozwoli mu szybko wrócić. A jeśli chodzi o Filipa Siewruka, miał problem z mięśniem czworogłowym uda i jeśli w przyszłym tygodniu wróci do pełnej sprawności, możemy być w pełni gotowi na play-offs.

W derbach widać było znakomitą atmosferę w zespole, dopingowanie kolegów, wzajemne wsparcie, ale też dużo uśmiechu. Tak, wiem że to naturalne kiedy wygrywa się pięć meczów z rzedu, ale jednak, musiał być w tym jeszcze jakiś inny czynnik.

Jest tak jak Panu powiedziałem w naszej pierwszej rozmowie. Moim celem było zbudowanie silnej relacji indywidualnej z zawodnikami. I naprawdę, wszędzie gdzie udawało mi się zbudować silną więź z zespołem, przychodziły wyniki. Cieszy mnie, jak to wygląda w tym momencie – gramy dobry basket, dobrze też wyglądamy na treningach, jest chemia w zespole. I to są jedne z najważniejszych warunków potrzebnych do osiągnięcia przyzwoitego wyniku. Teraz trzeba pozostać pokornym, stąpać twardo po ziemi, myśleć tylko o jednym kolejnym meczu. Jednocześnie wiem, że ten zespół stać na wygranie każdego kolejnego meczu. A ile wygramy do końca sezonu? Zobaczymy.

Na dzień dzisiejszy jesteście źli chyba tylko, że przegraliście te dwa pierwsze mecze pod pana batutą i ewentualnie, że w konsekwencji tego nie zagracie pierwszych dwóch spotkań fazy pucharowej u siebie. Czy to jakkolwiek wpływa na wasze ew. szanse gry w półfinałach, gdy gracie tak efektownie?

Zawsze lepiej zaczynać u siebie, tym bardziej kiedy ma się takie wsparcie kibiców jak dziś (rozmawialiśmy w dniu derbów z Decką Pelplin – red.), ale niezależnie od układu tabeli, będziemy walczyć o jak najlepszą pozycję w tabeli. 5-tą, 6-tą, czy 7-mą, nie ma to znaczenia. Liczą się wygrane do końca sezonu zasadniczego. Z takim podejściem i taką chemią w zespole nie mam pewności, czy którykolwiek zespół ma ochotę zmierzyć się z nami w pierwszej rundzie.

Po tym co obserwuję, wydaje się Pan być player’s coach – trenerem budującym pewność siebie u zawodników…

Zdecydowanie tak i zawodnicy to wiedzą. Ale jestem tzw. player’s coachem dlatego, że daję zawodnikom zrozumienie. Pracujemy też oczywiście nad dyscypliną, nad szacunkiem w obie strony – zawodników do siebie samych i do mnie. Nasi koszykarze wiedzą, że nie ma już miejsca na rozluźnienie, wierzę jednak że zmierzamy w kierunku sukcesu.

Mecz z Decką był popisem Samira Stewarta, który wyraźnie się rozkręca. To najlepszy Stewart jakiego jesteśmy w stanie zobaczyć w tym sezonie w tej lidze?

On może grać jeszcze lepiej. To bardzo młody i szalenie utalentowany rozgrywający. Jego atutem jest fizyczność, a przy tym potrafi bardzo dobrze biegać. Ale to co dla mnie jest szczególnie ważne, to, że on wciąż się rozwija. Od mojego przyjazdu wykonał postęp mentalny, dorósł. Staje się prawdziwym liderem drużyny. A mimo to respektuje wszystkie założenia, nie wychodzi przed szereg. Bardzo mi zależy, by właśnie w takich spotkaniach, gdzie jest duża publiczność, znakomita atmosfera, kontrolował emocje i tempo drużyny i on to robi. W momentach kryzysowych pokazuje swoje ogromne możliwości. Cieszy mnie jego forma „na jedynce”, ale czekam też na powrót do zdrowia Kordalskiego. On da Stewardowi trochę oddechu co wpłynie na większą świeżość i energię. Wówczas będzie trudniej grać przeciwko nam.

Pańscy zawodnicy trafili 9 trójek w pierwszej kwarcie przeciwko Dece Pelplin. To wynika z „wyluzowania”, czy wzmożonej koncentracji?

Wszystko, co tu zagraliśmy było trenowane, ale proszę mi wierzyć, wiele siedzi w głowie. Moi zawodnicy umieją rzucać z dystansu, nawet podkoszowy Jakub Parzeński, ale musimy dbać o równowagę w rzutach z dystansu i spod tablicy. Wiele lat jestem trenerem, a wcześniej także wiele lat byłem zawodnikiem, ale zagraliśmy rewelacyjną pierwszą kwartę. Pewnie kibice mogą być rozczarowani, że nie kontynuowaliśmy tego tempa i efektowności w kolejnych kwartach, ale to nie jest możliwe, kosztowałoby to zbyt wiele sił.

widziałem ten głód w pańskich zawodnikach. Punktować, rzucać, zdobywać….

To bardzo ważne, bo to są młodzi zawodnicy. No może z dwóch z nich jest bardziej doświadczonych od kolegów, a cała reszta jest młoda i ten głód w drużynie jest dobrym objawem.

1,5 miesiąca jest już Pan w Polsce. Nauczył się Pan już ligi, przeciwników, potencjału?

Wciąż się uczę, ale mam wielkie wsparcie w swoim współpracowniku Danielu Rybkiewiczu. Podkreślam, współpracowniku, nie tylko asystencie. Robi świetną robotę przy założeniach defensywnych i ofensywnych. Cieszę się, że jest w zespole i to też jeden z powodów, dlaczego jesteśmy tak dobrze przygotowani na przeciwników. Jego pomoc jest nieoceniona przy poznawaniu tej ligi, ale też specyfiki gry poszczególnych zawodników.

Zbliżają się play-offy. W ostatnich tygodniach zasygnalizowaliście swoją siłę pokonując czołowe w lidze zespoły z Wałbrzycha i Bydgoszczy. Ma Pan jakieś życzenie dotyczące rywala w ćwierćfinale i dalej?

Powiem panu to samo, co powiedziałem swoim zawodnikom. Chcę by rywale częściej myśleli o nas i naszej formie, niż żebyśmy my koncentrowali się na rywalach. Nie chce skłamać, że nie myślę z kim zagramy w play-offach, ale moją pracą jest przygotować mój zespół jak najlepiej. Zobaczymy co przyniosą kolejne dni. Oczywiście nie chcemy nikogo lekceważyć, ktokolwiek to będzie, będziemy przygotowani.

Wiem, że na Serbach podobna do tej dzisiejszej atmosfera nie musi robić wielkiego wrażenia, bo też macie swoje wielkie derby. Jednocześnie chyba przyzna Pan, że Derby Kociewia też robią wrażenie. Co czuł Pan w środku przy tym głośnym 2 tysięcznym dopingu?

Przed meczem o tej atmosferze mówili mi zawodnicy. Podobnie było „na mieście”. W sklepie, u barbera, każdy zagadywał: „trenerze, pamiętaj, to są derby”. W przeszłości trochę tych derbowych spotkań w wykonaniu różnych drużyn przeżyłem, to prawda. Te są jedne z lepszych, publika zrobiła fantastyczną atmosferę. Uwierzcie, że byliśmy podwójnie zmotywowani widząc tylu ludzi na trybunach. Wierzę, że podobnie będzie teraz na wyjazdach, oraz że Starogard stanie się twierdzą nie do zdobycia.

A tutejsza społeczność po tych zwycięstwach traktuje Pana jak bohatera po tych pięciu z rzędu wygranych?

Odczuwam szacunek ludzi. Dla trenera to ważne, być obdarzonym zaufaniem. Wierzą we mnie także włodarze klubu. Powtórzę jednak, że dla mnie najważniejsza jest pokora, szanować przeciwnika. Nie usłyszycie ode mnie wielkich słów po tych kilku wygranych.

Ale grać będziecie szybko i widowiskowo.

Oczywiście, szybko i z własnym stylem. Pamiętamy o zróżnicowaniu, o obronie. Pokazaliśmy to także w derbach przeciwko Dece. Cieszę się, że po ich wygranej jesienią, teraz my wygraliśmy 30-ma punktami.

Paweł Kątnik

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj