W ich obronie powstała nawet internetowa petycja. Rodzina, która uciekła z Donbasu, zostaje w Polsce

Musieli opuścić swój kraj, w którym wybuchła wojna. Trafili do Polski, gdzie przez ponad trzy lata starali się o prawo do pobytu. Groziła im deportacja, jednak po długich staraniach Urząd do Spraw Cudzoziemców wydał pozytywną decyzję. Rodzina Sołomków, ukraińskich uchodźców z Doniecka, zostaje w Polsce.

Ich dramat rozpoczął się latem 2014 r. Władimir pracował na uczelni, jego żona Hanna studiowała turystykę. Kiedy w Donbasie rozpoczęły się działania wojenne, mieszkanie Sołomków zajęli prorosyjscy separatyści. Rodzina musiała opuścić Donieck. Zanim zdecydowali się na wyjazd do Polski, Władimir próbował znaleźć pracę na zachodzie Ukrainy, jednak nie było łatwo. – Mówimy po rosyjsku, jak większość mieszkańców wschodniej Ukrainy. Na zachodzie do takich jak my podchodzą z nieufnością i trudno jest znaleźć pracę, czy wynająć mieszkanie – mówi Władimir.

W POLSCE ROZPOCZĘLI NOWE ŻYCIE

Sołomkowie, razem ze swoim synem Nikitą, zdecydowali się na wyjazd do Polski. Dzięki pomocy Kościoła Chrześcijan Baptystów, rodzina trafiła do Malborka. Zaczęli układać tu swoje nowe życie. Władimir podjął pracę, na początku na budowie, później w swoim zawodzie – jako informatyk. Półtora roku później urodził się ich drugi syn, Janek. Rodzina cały czas żyła jednak w niepewności. – Mimo całej życzliwości, z jaką spotkali się w Malborku, cały czas mieli z tyłu głowy to, że któregoś dnia trzeba będzie to wszystko zostawić i wrócić na Ukrainę – mówi Sebastian Lachowicz, wikariusz w Kościele Chrześcijan Baptystów, sąsiad Sołomków.

Starania o prawo do pozostania w Polsce rozpoczęły się ponad trzy lata temu. Powstała internetowa petycja w obronie ukraińskiej rodziny, pod którą podpisało się prawie półtora tysiąca osób. Za Sołomkami wstawiła się lokalna społeczność i władze Malborka. Mimo to, decyzje zarówno Straży Granicznej, jak i Urzędu do Spraw Cudzoziemców były negatywne, a rodzinie groziła deportacja. Nie pomagał fakt, że pradziadkowie Władimira byli Polakami. Starając się o prawo do pobytu w naszym kraju, mężczyzna nie był w stanie udowodnić swojego pochodzenia. – Jeszcze przed wojną pradziadek musiał zniszczyć wszystkie dokumenty. Tak ratował swoją rodzinę – mówi.

Po dwóch nieudanych próbach, w maju ubiegłego roku Sołomkowie raz jeszcze złożyli wniosek o przyznanie ochrony międzynarodowej. Uzupełniły go m.in. opinie sąsiadów, nauczycieli Nikity i pracodawcy Władimira. Tym razem się udało. – Rodzina otrzymała ochronę uzupełniającą, co oznacza bezterminowe prawo do pobytu w Polsce. Mają prawo do pracy, dostęp do systemu oświaty i opieki zdrowotnej, świadczeń rodzinnych i pomocy społecznej. Zostali też objęci rocznym programem integracyjnym – tłumaczy Jakub Dudziak, rzecznik Urzędu do Spraw Cudzoziemców.

SZCZĘŚLIWY FINAŁ STARAŃ

Sołomkom trudno było uwierzyć w to, że po trzech latach starań mogą być w końcu spokojni o swoją przyszłość. – Zaczynaliśmy się już pakować z myślą o powrocie na Ukrainę – mówi Władimir. – Wciąż w to nie wierzę i czasem sięgam po pismo z decyzją, żeby jeszcze raz je przeczytać – dodaje Hanna. – Sołomkowie na pewno odczuli ulgę i teraz będą mogli zacząć budować swój nowy dom na stałym fundamencie – mówi Sebastian Lachowicz.

Jakie plany mają Władimir i Hanna? Na początek chcą znaleźć większe mieszkanie. Być może przeprowadzą się z Malborka do Gdańska. Hanna chce studiować filologię angielską na uniwersytecie. – Dobrze nam w Polsce, mamy tu spokój, a teraz również i przyszłość – cieszy się Władimir, który w imieniu całej swojej rodziny pragnie podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do ich pozostania w Polsce.

Wojtek Stobba/mmt

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj