W Norwegii można za to stracić prawo jazdy, w Polsce konsekwencje są dopiero, gdy dojdzie do wypadku. „Jazda na zderzaku” ma być karana

Będą kary za tzw. „jazdę na zderzaku”. Ministerstwo Infrastruktury przygotowuje się do wprowadzenia obowiązku zachowania bezpiecznego odstępu między pojazdami na trasach szybkiego ruchu.

Na razie mowa o planach prac legislacyjnych Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego. Dotarł do nich branżowy portal brd24. Specjaliści problemem chcą zająć się w 2019 roku.

KŁOPOT

Kłopot jest, bo na liście przyczyn wypadków na trasach i autostradach – to druga pozycja zaraz za przekroczeniem prędkości. Jazda na zderzaku to codzienność także na Obwodnicy Trójmiasta. Trasa przekracza matematyczną przepustowość właśnie dlatego, że kierowcy niebezpiecznie skracają dystanse.

Bezpieczna odległość wynosi tyle, ile prędkość – tyle że wyrażona w metrach. Często stosuje się też zasadę dwóch sekund odległości.

MĄDRY POLAK PO SZKODZIE?

W Polsce za jej niezachowanie kierowcy karani są przede w sytuacjach, gdy dojdzie już do wypadku. Brakuje przepisów, by zrobić to w normalnych warunkach drogowych. Dla odmiany w Norwegii to najprostszy sposób na utratę prawa jazdy.

W tle – pogarszające się statystyki z polskich autostrad. Dla przykładu, na A1 w 2016 roku było 105 wypadków, w których zginęło 13 osób i 152 zostały ranne. Rok później doszło do 131 wypadków, w których zginęło 17 osób, a rannych zostało 187.

Sebastian Kwiatkowski/mar

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj