Trzy busy pełne najróżniejszych produktów. W cztery godziny! Mieszkające w Gdańsku Ukrainki pomagają rodakom [GOTUJ SIĘ NA WEEKEND]

(Fot. Facebook.com/Pierogi Lwowskie)

Po czterech godzinach zbiórki, trzy busy pełne żywności, środków higienicznych, lekarstw i odzieży pojechały na granicę polsko-ukraińską. Oddolna akcja właścicielki i pracownic lokalu Pierogi Lwowskie z Gdańska-Wrzeszcza przerosła najśmielsze oczekiwania.

Jarosława Zagórska, lwowianka od lat mieszkająca w Gdańsku, właścicielka Pierogów Lwowskich, wspomina moment, kiedy do niej i jej pracownic dotarła informacja, że Rosja zaatakowała Ukrainę.

– Byłyśmy w głębokim szoku. Zaraz w weekend, dwa dni po ataku, postanowiłyśmy zrobić akcję zbiórki dla Ukrainy. Mąż naszej Lesi ma mały samochodzik i zadeklarował, że pojedzie autem na granicę i zawiezie te dary. Dałyśmy na Facebooku ogłoszenie, że robimy zbiórkę. W ciągu czterech godzin uzbierałyśmy cały wóz i okazało się, że trzeba większego samochodu. Musiałyśmy zawozić paczki do magazynów, bo nie mieściły się w pierogarni – opowiada.

BEZINTERESOWNA POMOC

Oddolna akcja pani Jarosławy i pracujących z nią Ukrainek pokazała, że Polacy mają ogromne serca i chcą bezinteresownie pomagać. Obecnie takich oddolnych akcji pomocowych jest bardzo wiele.

– Gdy zaczęłam naszą akcję, tych zbiórek nie było jeszcze tak dużo. One powstawały równolegle, w tym samym momencie. Telefon non stop dzwonił. Ludzie cały czas przywozili nam paczki z darami. Na granicę pojechał w końcu zupełnie nam nieznany pan, który wypożyczył duże auto, żeby nam pomóc. Nie musiał za to płacić, bo gdy wyszło, że chodzi o pomoc uchodźcom, wypożyczalnia z Wejherowa po prostu użyczyła mu tego auta nieodpłatnie – dodaje właścicielka pierogarni.

NAJGORSZA JEST NIEMOC

Jak obecnie wygląda życie we wrzeszczańskiej pierogarni, gdzie pracują Ukrainki? – Jesteśmy załamane. Ja mam rodzinę we Lwowie. Tam jest jeszcze względnie bezpiecznie. Są u mnie dziewczyny, które mają bliskich w Zaporożu czy Chersoniu. Mam panią, której córka mieszka koło części wojskowej w Chersoniu i już kilka dni siedzi w piwnicy, nawet nie ma jak wyjść i kupić czegoś do jedzenia – mówi pani Jarosława.

Lwowianka podkreśla, że najgorsza jest niemoc. – My mamy jedzenie, ciepłą herbatę, oglądamy wojnę w telewizji. Mamy świadomość, że tam są nasi bliscy, rodzina, przyjaciele, ale nic nie możemy zrobić. To jest dla nas męka – wskazuje.

Posłuchaj całej rozmowy z Jarosławą Zagórską w specjalnym wydaniu audycji „Gotuj Się Na Weekend”:

Ewelina Potocka/MarWer

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj