W audycji „Gotuj Się Na Weekend” rozpoczynamy spotkania z dawnymi smakami Gdańska. Gościem był Arkadiusz Onasch – właściciel restauracji Winne Grono, miłośnik dawnej, tradycyjnej kuchni.
Całe studio wypełniło się zapachem dobrego mięsa, przetworzonego w sposób bardzo tradycyjny, albowiem na naszym stole jest kiełbasa z weka i fantastycznie przyprawiony i niezwykle aromatyczny pasztet z dodatkiem pomarańczowej konfitury. Malutki słoiczek naszemu gościowi udało się uzyskać z całego kilograma owoców.
– Pomarańcze mają bardzo dużo wody, mam ich bardzo dużo, bo robię pomarańczówkę, więc coś trzeba z nimi zrobić, żeby nie zajmowały dużo miejsca. Filetujemy je, pozbawiamy tego białego, gorzkiego paskudztwa i smażymy jak śliwki, tyle, że niestety znacznie dłużej, bo tego soku jest wiele i trzeba się go pozbyć. Taki słoiczek o pojemności 200g z cukrem to jest mniej więcej kilogram pomarańczy – mówił Onasch.
Zgodnie z zapowiedzią z zeszłego tygodnia wracamy do dobrego jedzenia, bo coraz częściej, z różnych powodów, interesujemy się historią nie tylko swojego kraju, ale także swojej kuchni. Interesujemy się też historią swojej rodziny i szukamy swoich korzeni w różnych miejscach, np. Europy, czy Polski. Ponadto mamy coraz większą świadomość konsumencką, że jedząc towar lepszej jakości jemy go mniej, bo szybciej wypełniamy te nasze brzuchy i jesteśmy zdecydowanie zdrowsi.
– Dlaczego tradycyjnym daniem na polskich stacjach benzynowych jest hot-dog? – pytała prowadząca rozmowę.
– Nie mam bladego pojęcia. Ja w ogóle nie rozumiem, dlaczego kuchnia polska nie jest promowana, ale myślę, że to są po prostu błędy w edukacji. Zajmuje się ona różnymi, dziwnymi rzeczami, zamiast zająć się na przykład promowaniem kultury żywieniowej. Nie wiem, czy o tym mówiłem poprzednim razem, ale ja uwielbiam przykład Ukrainy. Ukraińcy do szkoły podstawowej nie mają w stołówkach możliwości, żeby robić danie inne, niż kuchni ukraińskiej. Nie pojawi się ani bolognese, ani pizza, ani nawet nie pojawi się wiedeński sznycel. Po prostu trzeba tak, jak oni tam jedzą. Później okazuje się, że Ukraińcy przyjeżdżają do Polski i są nieszczęśliwi jedząc nasze jedzenie – tak samo jak my, kiedy jesteśmy w Niemczech. Im bardziej na wschód, tym jakość jest lepsza. Oni tęsknią np. za sałem, czyli słoniną soloną, której u nas nie ma, bo niestety przez Unię jest zabroniona, bo nie ma u nas tak tłustych świń – słonina dostępna w naszych sklepach jest cieniutka, a nie tak jak tam, 4-, czy 5-centymetrowa. Kiedy się ją soli, wydobywają się z niej różne, dziwne rzeczy, także ona jest niejadalna – tłumaczył.
aKa