Kobiece bieganie po 40-tce daje solidnego kopa

iza

Czterdzieści lat minęło jak jeden dzień – tak brzmią słowa słynnej piosenki z serialu Czterdziestolatek, którą śpiewał Andrzej Rosiewicz. Cóż, czterdziestka na karku to nie tylko dla mężczyzn, ale również dla wielu kobiet – to ostatni dzwonek, aby po latach uśpienia mięśni, w końcu powrócić do kondycji z sprzed lat i wziąć sprawy w swoje ręce. Lepiej późno niż wcale – chciałoby się powiedzieć.

Niestety normą jest, że większość kobiet po urodzeniu dziecka, po prostu nie ma czasu na wyegzekwowanie choćby godzinki dla samej siebie.

Dodatkowo brak snu, stres związany z wychowywaniem dzieci i dodatkowo połączony z pracą, powoduje nieustanne zmęczenie, co w konsekwencji prowadzi, że panie dochodzą do ściany i czują się, iż jest coraz trudniej, mimo stabilizacji finansowej i rodzinnej.

Jednak przekroczenie czterdziestki to nie wyrok, gdyż przed nami jeszcze druga połowa życia. Nie jest wystarczająco późno, aby dojść do pełnej sprawności, po latach braku aktywności fizycznej. Łatwo nie będzie, ale coraz więcej kobiet po czterdziestce i po trzydziestce pokazuje, że można połączyć obowiązki rodzinne z bieganiem.

Poniżej kilka biegających pań wyjaśnia nam – dlaczego zaczęła biegać w okolicach czterdziestego roku życia i co dało im bieganie.

Izabela Lazarowicz-Beczek

Biegam od 5 lat, a namówił mnie do tego mój mąż. Bieganie pomaga mi walczyć ze stresem oraz utrzymać sylwetkę na zadowalającym poziomie, co po 40-tym roku życia nie jest takie łatwe.

Patrząc przez pryzmat 5 lat mojego biegania, to coraz więcej jest pozytywnie zakręconych babeczek, które biegają. Zresztą sporo kobiet sama namówiłam do biegania, zarówno z rodziny jak i z pracy.

Uważam, że bieganie działa jak porządny kop w tyłek w postaci zastrzyku endorfin, którego nic nie potrafi zastąpić. Poza tym wiąże się to z mnóstwem poznania fajnych ludzi, wymianą doświadczeń i odstresowaniem po ciężkim dniu.

Anna Kunkel

1 copy copy

Biegam od 4 lat, ale impuls biegowy nie przyszedł tak od razu. Podpatrywałam w pracy kolegę, który z wielkim entuzjazmem opowiadał o bieganiu, chudł w oczach, a po weekendach przynosił do biura rozmaite medale z przeróżnych biegów. Najpierw myślałam, że kosmita, ale potem sama postanowiłam spróbować… .

W moim przypadku bieganie nie było miłością od pierwszego „wejrzenia”, a raczej od pierwszego biegu. Była to raczej trudna, oschła miłość, ale okazała się prawdziwa i trwała.

Pierwsze miesiące to była prawdziwa walka z kolką, zadyszką, bólem wszystkich mięśni, ale przede wszystkim była to walka z „nie chce mi się”. Powtarzam to tym, którzy namawiani się do biegania – nie udaję, że jest od razu cudownie i nie opowiadam o tych magicznych endorfinach. Tylko mówię, że trzeba się przygotować na trudny początek, ale podkreślam, że szybko organizm odzyskuje formę, a potem to już prosta droga do satysfakcji.

Pierwszy rok biegałam dla siebie, po cichaczu, po osiedlu. Na prośby znajomych, abym spróbowała sił w biegu ulicznym, pukałam się w głowę. Mówiłam, że nie potrzebne mi medale i chora rywalizacja. Wyjątek zrobiłam trzy lata temu. Pojechałam na Bieg o Puchar Prezesa w mojej firmie. Były to zawody zamknięte, gdzie brali udział tylko biegający pracownicy firmy. Zajęłam jedno z ostatnich miejsc, ale wtedy coś się zmieniło.

2 copy copy copy copy copy copy copy copy copy copy copy copy copy copy copy copy copy copy copy copy copy copy copy

Zobaczyłam jak wyglądają takie zawody, że jest cudowna atmosfera i nie ma niezdrowej rywalizacji, a są rozmowy, wymiana informacji biegowych, możliwość poznania świetnych ludzi. I tak wpadłam po uszy w bieganie. Rok później na tych zawodach zajęłam II miejsce wśród kobiet, po drodze zaliczając mnóstwo biegów ulicznych na wielorakich dystansach, aż przyszedł czas spełnienia maratońskich marzeń, które również udało się spełnić.

Nigdy nie zapomnę emocji na mecie podczas debiutu na królewskim dystansie. Dziś mam za sobą 7 maratonów i przyzwoitą życiówkę 3:47 na dystansie 42 km i 195 m. Natomiast obecnie zaczynam podkochiwać się w biegach górskich – przede mną w tym roku 64 km w Krynicy.

Bieganie dało mi przede wszystkim radość i to radość codzienną. Kiedyś rodzinne weekendy to było pokonywanie kilometrów w galeriach handlowych. Ewentualnie dochodziło kino z dziećmi, czy wypad do restauracji. Teraz  wsiadamy z dziećmi na rowery i zwiedzamy na nowo Gdańsk. Szukamy atrakcji na świeżym powietrzu. Jak idę biegać to dzieci wychodzą razem ze mną – ja biegnę, a szkraby pokonują dystans na rowerze lub hulajnodze. Mój mąż kiedyś typowy kanapowiec, teraz przygotowuje się do pierwszego triathlonu.

Szanowne panie! Warto biegać. Nie trzeba kupować karnetu na siłownie, można biegać pod domem. Kobiety często wymawiają się brakiem czasu, a tu nie ma tej wymówki – zakładasz buty i wychodzisz na trzydziestominutowy marszobieg. Potem wracamy do domu, bierzemy prysznic i czujemy się jak nowo narodzeni. Bieganie można wpasować w rytm życia rodziny i to naprawdę nie jest trudne. Gorąco polecam!

Magdalena Rożyk

rozyk

Przygodę z bieganiem zaczęłam około 7 lat temu. Wtedy powoli zaczynała się u nas moda na prowadzenie zdrowego trybu życia. U mnie na początku była ruchoma bieżnia oraz wioślarz.

Biegałam coraz dłużej i więcej, aż pewnego dnia mój mąż powiedział – „Kobieto, jak tak bardzo spodobało Ci się bieganie, to przestań chodzić na samoporuszającą się tasiemkę, a idź pobiegać w plener”. I tak zrobiłam. Wtedy również zapisałam się na pierwsze zawody, a był to Gdyński Bieg Niepodległości w 2010 roku.

Bieganie dla mnie osobiście jest niesamowitą i niezastąpioną pigułką na odstresowanie czy odreagowanie od wszelkich problemów. Gdy biegam nie myślę i nie analizuje. Uwalniam całkowicie głowę od wszelkich myśli. Dzięki temu staje się całkowicie wolna.

Szczerze powiem, że bałam się bardzo tej decydującej cyfry przeżytych lat, jaką jest 40-tka. Jestem jednak żywym dowodem na to, iż biegać można, a nawet trzeba po 40-tce i wcale nie jest to takie trudne. Gdyby nie bieganie to moje samopoczucie i wygląd byłby trochę inny.

My kobiety dobrze znamy nieuchronne czynniki starzenia się i wiemy, że metabolizm w tym wieku jest dużo wolniejszy i spalanie zbędnych kilogramów jest o wiele trudniejsze, niż gdy się miało dwadzieścia lat. Więc pamiętajcie panie, nie poddawajcie się, tylko walczcie!

Kochane! Nie dajcie się starości. Ona wprawdzie na nas czeka, ale po co ma tak szybko przyjść. Zobaczycie, że gdy ubierzecie szorty, koszulkę, adidasy i wyjdziecie z domu, to z każdym przebiegniętym kilometrem oddalacie od siebie starość.

Otóż drogie kobitki zapamiętajcie, że najważniejsze stwierdzenie jest takie, iż ŻYCIE ZACZYNA SIĘ PO 40-TCE! I TEGO SIĘ TRZYMAJMY!

Sybilla Stolarczyk

sybil

Zaczęłam biegać sześć lat temu i teraz mogę jedynie wzdychać, że tak późno zdecydowałam się na rozpoczęcie przygodą z truchtaniem. Generalnie bieganie miałam zapisane w krwi, ale geny dały o sobie znać dopiero po czterdziestych urodzinach. Mianowicie tata lekkoatleta, trener i wielki miłośnik królowej sportu, zadbał, abym jako dziecko wiele godzin spędzała na stadionie w charakterze kibica. Niestety nie udało mu się zachęcić mnie do czynnego uprawiania sportu, ale na szczęście w końcu zmądrzałam i wyszłam do lasu pobiegać.  A jak już wyszłam, to wciągnęło mnie to maksymalnie.

Nie będę oryginalna mówiąc, że bieganie stało się moim nałogiem. Dzięki temu uzależnieniu poznałam mnóstwo pozytywnych osób, odnowiłam stare znajomości. Doba zrobiła się jakby o dwie godziny dłuższa, bo obowiązków nie ubyło, a jednak udaje mi się kilka razy w tygodniu wybiec z domu na trening.

Waga (w zasadzie nieproszona) zaczęła wskazywać „panieńskie” wyniki. Naprawdę nie jestem w stanie pojąć, dlaczego tak mało kobiet w moim wieku korzysta z dobrodziejstwa, jakie niesie ze sobą aktywność fizyczna. Z własnego doświadczenia wiem, że obowiązki służbowe i domowe są tylko wymówką, bo kto chce, znajdzie sposób, a kto nie chce, znajdzie powód.

Każdy wiek jest dobry, aby się ocknąć i zmienić swoje nawyki, a bieganie przewartościowuje życie na wielu płaszczyznach. Dzięki bieganiu czuję się zdrowsza, młodsza i atrakcyjniejsza. Poza tym, nie znam nikogo, kto żałowałby tego, że zaczął biegać.

Agnieszka Tomaszewska

13 copy copy copy

Biegam od 30 marca 2014 roku. Mój syn chodził już jakiś czas na piłkę nożną, a ja pomyślałam, że zamiast siedzieć na trybunach, mogę zrobię coś dla siebie – może schudnę jakieś 3 kg (choć zawsze byłam szczupła).

Wyszłam pierwszy raz potruchtać, aby pokonać 5 km i zajęło mi to ponad 45 minut. Pamiętam, że miałam dosyć, a jak koleżanka mnie zobaczyła po tym bieganiu, to powiedziała – A ty w saunie byłaś, że jesteś taka czerwona? Po dwóch dniach ponownie poszłam pobiegać i naprawdę polubiłam takie zmęczenie.

Ogólnie dało mi to ogromną satysfakcję i zadowolenie z siebie, że kiedyś pokonanie 5 km zajęło mi ponad 45 minut, a teraz potrafię przebiec 10 km w tym czasie. Przez bieganie mogę rozładować swoje napięcia i jak wracam zmęczona po treningu – to czuję ogromną ulgę. Uwielbiam na treningu zmęczyć się naprawdę mocno, a najbardziej lubię treningi interwałowe, po których jestem totalnie wykończona. Natomiast długie wybiegania w samotności czasem mnie nudzą.

Pierwsze zawody to był czysty przypadek. Koleżanka, która biega bardzo rekreacyjnie i nie tak regularnie, zapytała mnie – Czy nie mam ochoty pobiec w Biegu Europejskim Gdyni na 10 km, bo jej kolega z pracy doznał kontuzji i pakiet startowy jest wolny?  Oczywiście się zgodziłam się i wystartowałam w tych zawodach z numerem startowym jako facet. Dychę przebiegłam wtedy w jakieś 58 minut.

Efektem tych zawodów było to, iż mój znajomy ułożył mi pierwszy plan treningowy na 10 km i zaczęłam regularnie trenować. Najpierw trzy razy w tygodniu, a potem w miarę polepszania swoich wyników – wychodziłam na cztery treningi w tygodniu. Widziałam postępy. Biegałam coraz szybciej, a adrenalina na starcie działała niezwykle mobilizująco.

1 copy

Po roku biegania postanowiłam zmierzyć się z dystansem maratońskim i wzięłam udział w pierwszej edycji PZU Gdańsk Maraton. Nie robiłam specjalnych treningów maratońskich, trenowałam tylko pod treningi na 10 km, ale za to częściej, bo wychodziłam pięć razy w tygodniu pobiegać. Królewski dystans przebiegłam na wielkim luzie w czasie 3 godzin i 59 minut. Byłam z siebie bardzo zadowolona, a efektem tego był start w 2. PZU Gdańsk Maraton. Tym razem miałam obrany cel i trenowałam według Jerzego Skarżyńskiego. Dzięki czemu udało mi się osiągnąć to, co sobie założyłam, czyli 3 godziny i 40 minut!

Częstym usprawiedliwianiem braku aktywności fizycznej przez kobiety jest brak wolnego czasu. Innym czynnikiem jest zwykłe lenistwo, bo wiele woli siedzieć na kanapie, niż pocić się podczas biegania.

Ja mam bardzo mało bliskich koleżanek, które biegają. Może raptem dwie z nich chodzi od czasu do czasu, sobie potruchtać. Fajnie, że w ogóle wychodzą i coś robią dla siebie, gdyż jest to o wiele lepsze, niż tylko siedzenie przed telewizorem. Wiem, że przekonywanie i namawianie do wysiłku fizycznego na siłę nie ma sensu, bo jeśli sami się nie ruszymy, to nic z tego nie będzie.

W moim przypadku było tak, że jak raz spróbowałam to nie przestałam. Jeśli ktoś ma określony cel, np. chce schudnąć, to bieganie w tym bardzo pomaga, tylko nie oczekujmy, że po tygodniu będziemy widzieć spektakularne rezultaty. Trzeba biegać regularnie bez względu na pogodę. To również hartuje organizm, a dzięki temu stajemy się odporniejsi na wszelkie choróbska.

Swoją drogą to odkąd biegam – nie choruję, nie mam nawet kataru, a wcześniej miałam non stop anginę. Tak na marginesie to jednego czego żałuję, że tak późno zaczęłam biegać, bo dopiero jak miałam 38 lat. Jakbym wiedziała ile pozytywów daje bieganie to zaczęłabym zdecydowanie wcześniej.

Poza tym bieganie uwalnia endorfiny, zdecydowanie częściej się uśmiechamy, a poznawanie przy tym przesympatycznych biegaczy, daje niezwykle pozytywne skutki. Tak więc drogie panie, jeśli mamy określony cel – czy to jest konkretny wynik na jakimś dystansie, czy zrzucenie zbędnych kilogramów – to wymaga to poświęcenia, dyscypliny, samozaparcia. Jest to trudne, ale do zrobienia. Trzeba tylko spróbować.

Fot. 1 – Lena Adamusiak
Fot. 2, 3 – mosirgdansk.plFot. 4 – górskiegdynia.pl
Fot. 5 – Przemek Dalecki
Fot. 6 – maratonczyk.pl
Fot. 7 – Hanna Sypniewska

Maciej Gach

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj