Katastrofalny początek mistrzostw Europy w wykonaniu Polaków. Biało-czerwoni przegrali ze Słowacją

Fatalny początek mistrzostw Europy w wykonaniu polskich piłkarzy. Biało-czerwoni przegrali ze Słowacją 1:2. Zespół Paulo Sousy w całym spotkaniu oddał tylko trzy celne strzały. Mecz otwarcia już za nami, w sobotę czas na kolejny element stałego scenariusza.

Pierwsza połowa była katastrofalna. Polacy rozpoczęli co prawda z animuszem, ale po kwadransie zostali skarceni za słabą grę w obronie. W 18. minucie Robert Mak ograł Bartosza Bereszyńskiego, przepuszczając mu piłkę między nogami, wpadł w pole karne i uderzył w słupek. Nie byłoby gola, ale odbita piłka trafiła w plecy Wojciecha Szczęsnego i znalazła się w siatce. To było samobójcze trafienie polskiego bramkarza.

W kolejnych minutach Polacy próbowali odrabiać straty, ale poza impulsami Kamila Jóźwiaka – który także zawinił przy straconym golu – nie byli w stanie zagrozić bramce Martina Dubravki.

Robert Lewandowski był bezradny, Piotr Zieliński potrafił pokazać doskonałą technikę, ale nie było z tego żadnego zysku, środek pomocy błądził jak we mgle. Najbardziej wymowny był fakt, że w pierwszej połowie meczu z jedną z najsłabszych drużyn turnieju, Polacy nie oddali ani jednego celnego strzału.

ŚWIETNA REAKCJA PO PRZERWIE

Paulo Sousa pokazał już, że potrafi błyskawicznie reagować zmianami, ale tym razem w przerwie nie zdecydował się na roszady. I trafił doskonale, bo już w 46. minucie Maciej Rybus obsłużył Linettego, a ten doprowadził do remisu. Ogromna radość, euforia, ale to była dopiero połowa planu, który trzeba było wykonać.

KRYCHOWIAK ZAWIÓDŁ

Było dobrze, Polacy się rozpędzili, ale maszynę zatrzymał Grzegorz Krychowiak. W 62. minucie postawił „stempel” na stopie rywala, dostał drugą żółtą kartkę i w ostatnich dwóch kwadransach biało-czerwoni musieli radzić sobie w osłabieniu. To był sygnał dla Słowaków. Od razu ruszyli do ataku, nacisnęli i potrzebowali zaledwie kilku minut, by po raz drugi złamać obronę zespołu Paulo Sousy. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego piłka spadłą pod nogi Milana Skriniara, ten huknął bez zastanowienia i nie dał szans Szczęsnemu.

Nie było szalonej pogoni, nie było stłamszenia Słowacji. Polacy dopiero w ostatnich minutach naprawdę mocno zagrozili bramce Dubravki. Uderzenia Lewandowskiego i Jana Bednarka były jednak niecelne, a Świderski trafił w sam środek. Słowacy dotrwali i zwyciężyli, a Polacy zawiedli.

Biało-czerwonych dzielnie wspierali kibice w Gdańsku na 100czni. Ich emocje na zdjęciach uwieczniła Anna Rezulak z agencji KFP:

 

 

Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj