Żona Leszka Bonny prowadzi dwie placówki medyczne, a jego syn dostał dofinansowanie

(Fot. Agencja KFP/Konrad Kosycarz)

Mimo toczącego się procesu w sprawie śmierci czterech osób w pożarze hospicjum w Chojnicach żona Leszka Bonny, wicemarszałka województwa pomorskiego, nadal prowadzi placówkę. Pod jej zarządem jest również inna związana z rodzinnym imperium medycznym placówka, czyli szpital w Jarcewie. Dofinansowanie z Urzędu Marszałkowskiego otrzymał też Maciej, syn wicemarszałka, który dostał 60 tysięcy złotych na rozpoczęcie działalności gospodarczej.

O rodzinnych powiązaniach i środkach z pomorskiego samorządu na przedsięwzięcia rodziny wicemarszałka pisaliśmy >>>TUTAJ. Wówczas chodziło o remont prywatnej posiadłości polityka i jego żony, na który w latach 2013-2014 otrzymali prawie 270 tysięcy złotych. Oficjalnie pieniądze były przeznaczone na rewitalizację nieruchomości w Jarcewie, gdzie działa też szpital rehabilitacyjny prowadzony przez żonę wicemarszałka i wpływowego w regionie polityka Platformy Obywatelskiej. W czerwcu tego roku placówka znalazła się w gronie jednostek realizujących finansowany ze środków unijnych program „Na układy są rady”, o którym wspominaliśmy >>>TUTAJ. Jego beneficjentem jest zaliczany do tak zwanych szpitali marszałkowskich Podmiot Leczniczy Copernicus, a budżet całego projektu wynosi 38 milionów złotych. Dzięki środkom Szpital Rehabilitacyjny Jarcewo będzie prowadzić rehabilitację osób z chorobami układu krążenia, w tym osób po przebyciu COVID-19.

– Leszek Bonna jest obecnie wicemarszałkiem województwa, które finansuje działalność ośrodków leczniczych. Na liście ma być Bonna Med, czyli właśnie szpital w Jarcewie, prowadzony przez żonę Leszka Bonny. Dofinansowania to niemałe pieniądze, na rehabilitację chorych płyną do Jarcewa miliony – mówi Radiu Gdańsk Maciej Naskręt, reporter „Dziennika Bałtyckiego”.

Dziennikarz przypomina, że związane z żoną wicemarszałka placówki odwiedza wielu mieszkańców powiatu chojnickiego. Jego zdaniem odległość dzieląca Chojnice od Gdańska sprawia, że „taką działalność można tam prowadzić spokojnie, nie narażając się na kontrolę na przykład dziennikarzy”. – Mieszkańcy nie mają wyjścia, muszą z tych usług korzystać, bo trudno wyobrazić sobie jazdę do innego województwa – dodaje.

NIE TYLKO BARBARA BONNA

Portal Polskie Radio24 ujawnił, że przepływy pieniężne pomiędzy Urzędem Marszałkowskim a imperium medycznym nie ograniczają się tylko do żony wicemarszałka – 60 tysięcy złotych na rozpoczęcie działalności gospodarczej miał otrzymał też jego syn, Maciej Bonna.

– Nie mam sobie nic do zarzucenia. Wszystko odbyło się zgodnie z prawem, każdy mógł złożyć taki wniosek, więc według mnie wszystko jest w porządku. Nie starałam się o pomoc na otwarcie działalności ze strony innych instytucji, ponieważ nie spełniałem ich kryteriów – powiedział cytowany przez portal Maciej Bonna.

POSIADŁOŚĆ OJCA JAKO SIEDZIBA FIRMY SYNA

Wątpliwości budzi jednak fakt, że syn wicemarszałka wskazał jako miejsce prowadzonej działalności gospodarczej nieruchomość należącą do swojego ojca; później zmienił je na adres należącego do rodziny Szpitala Jarcewo. Zmienił też profil działalności swojej jednoosobowej firmy – wcześniej była to „praktyka lekarska o charakterze ogólnym”, później – „specjalizacja fizjoterapeutyczna”.

Portal cytuje też dr. Marcina Wałdocha, lokalnego działacza i wykładowcę, który określił łączenie firmy Macieja Bonny z nieruchomością w Chojnicach jego ojca jako „jawny konflikt interesów”. – To dziwne, bo Maciej Bonna jest posiadaczem innej nieruchomości pod Chojnicami – przypomniał.

W darzeniu zaufaniem rodzinnego imperium nie przeszkadza sądowy proces, w którym oskarżoną jest żona Leszka Bonny – po pożarze w chojnickim hospicjum, który wybuchł w 2020 roku (można przeczytać o nim więcej >>>TUTAJ) śledczy postawili kobiecie zarzuty niedopełnienia obowiązków przy zapewnieniu bezpieczeństwa przeciwpożarowego i –  w konsekwencji – przyczynienia się do nieumyślnego spowodowania śmierci czterech pensjonariuszy. Po tragedii kobieta twierdziła, że hospicjum było w trudnej sytuacji finansowej i nie miało pieniędzy na montaż urządzeń ostrzegających przed pożarem, na przykład specjalnych czujek; z analizy dostępnej dokumentacji finansowej wynikało jednak, że fundacja prowadząca chojnicką placówkę miała duże oszczędności. Obecnie sprawą zajmuje się sąd pierwszej instancji.

Bartosz Stracewski/MarWer

 

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj