Likwidacja starogardzkiej Pomorzanki. Pracuje tam kilkadziesiąt osób niepełnosprawnych

(Fot. mat. pras.)

Do sądu na początku maja wpłynął wniosek o likwidację Spółdzielni Inwalidów Pomorzanka w Starogardzie Gdańskim. Zakład ten zatrudnia 90 osób, w tym dwie trzecie załogi to osoby niepełnosprawne. Jako przyczynę likwidacji podano stan finansowy spółki.

– W czasie pandemii w 2020 i 2021 roku spółka przynosiła straty – mówi Zbigniew Gulgowski, kierownik Spółdzielni Inwalidów Pomorzanka w Starogardzie Gdańskim, który liczy na wsparcie z zewnętrzne. – Przede wszystkim liczę na zapowiadany przez rząd Fundusz Odbudowy Po Pandemii, który podobno z Unii Europejskiej mamy dostać. Jest możliwe, że tam jest jakaś szansa na wsparcie naszego zakładu. W styczniu otrzymaliśmy wiadomość, że Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych zawiesza nam dofinansowanie na osoby niepełnosprawne, z uwagi na trudną sytuację finansową firmy. Dodatkowo zakład ma znaczne długi w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych, co jeszcze mocniej i dobitniej obrazuje jego stan finansowy.

Wraz z likwidacją zakładu wszystkie umowy z kontrahentami zostaną rozwiązane, choć zainteresowanie wyrobami spółdzielni jest duże. – Na dzień dzisiejszy wciąż produkujemy, nawet mamy wyższą produkcję, niż ubiegłym w roku – dodaje Zbigniew Gulgowski.

(NIE) WSZYSTKO W RĘKACH PREZESA?

Prezydent miasta spotkał się z szefem spółdzielni i ustalili, że to do szefa jednostki należy znalezienie inwestora, który przejmie spółdzielnię, zacznie w nią inwestować i prowadzić.

Starogardzianie przy tej okazji spotkali się z posłem Kacprem Płażyńskim w jego biurze poselskim.

– Nikomu nie powinno zależeć na tym, żeby ten zakład przestał istnieć, żeby on był zamknięty. Ze względu na swój charakter daje dużo miejsc pracy i to pracy, która jeszcze kilka lat temu była pracą opłacalną – powiedział poseł Płażyński.

Polityk nie krył zaniepokojenia całą sytuacją i obiecał, że jak tylko pozna więcej szczegółów, podejmie interwencję poselską i pomoże w szukaniu wsparcia finansowego.

– Czy nie jesteśmy w stanie wyjść na jakąś prostą, dogadać się z ZUS-em, żeby te należności rozłożyć na raty, albo nawet część umorzyć z uwagi na charakter zakładu? O tym wszystkim będę jeszcze rozmawiał z panią dyrektor z Gdańska – podkreślił Płażyński.

Jeśli jednak dojdzie do zamknięcia zakładu, pracownicy mogą liczyć na odprawy. Prezes i rzecznik prezydenta podkreślają także, że zwolnione osoby nie powinny mieć problemu ze znalezieniem nowej pracy, gdyż na rynku brakuje szwaczek.

Marika Wohlert

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj