Kazimierz Smoliński: Ten, kto lekceważy Grupę Wagnera, nie nadaje się do polityki

Wagnerowcy to płatni mordercy, którzy nie mają skrupułów. Jeśli ktoś nie jest im przydatny, po prostu go zabijają. Ich obecność w pobliżu naszej granicy jest realnym zagrożeniem, jednak nie takim, które mogłoby zaszkodzić jako takiemu państwu polskiemu, nie będzie ona miała wpływu również na termin wyborów – powiedział „Gość Dnia Radia Gdańsk”, którym był poseł Prawa i Sprawiedliwości Kazimierz Smoliński.

W chwili obecnej na Białorusi stacjonuje kilka tysięcy wagnerowców, docelowo – według informacji – ma ich być około 10 tysięcy. Przesuwają się w stronę Przesmyku Suwalskiego i – jak powiedział premier Morawiecki – będą zapewne w przebraniu białoruskiej straży granicznej pomagać nielegalnym imigrantom przedostać się na terytorium Polski, żeby doprowadzić do destabilizacji w naszym kraju.

Jak zaznacza Kazimierz Smoliński, wagnerowcy są zdolni do wszystkiego. – Oczywiście wszyscy doskonale wiemy, co robili, czy robią nadal wagnerowcy na świecie. Nie działają oni przecież tylko tutaj, za wschodnią granicą, na Ukrainie – dalej też nie wiadomo, czy część z nich tam nie została. Są oni też na Białorusi, w wielu krajach afrykańskich, na Bliskim Wschodzie, w Syrii. Są to po prostu płatni mordercy. Ostatnio program telewizji brytyjskiej pokazał wyraźnie, jakie jest ich podejście do swoich przeciwników. Wykorzystują ich, dopóki jest to możliwe – ich wiadomości czy siłę – a później zabijają – mówi Smoliński.

Poseł podkreśla, że nie można lekceważyć wagenrowców. – Zagrożenie oczywiście istnieje, oni są bardzo blisko za naszą granicą. Tu trzeba realnie patrzeć na to, że oni są zdolni do wszystkiego. Oczywiście nie zagrażają państwu polskiemu jako takiemu, bo ich ilość nie jest groźna, natomiast indywidualnie – takie akcje związane z prowokacjami na granicy, oni są do tego szkoleni. Będą to wykorzystywać i trzeba się z tym liczyć. Nie możemy tego lekceważyć, przecież mogą być prowokacje – w postaci strzelania czy nawet porwania jakiegoś naszego strażnika granicznego, kogoś z ludności cywilnej. Oczywiście w ich interesie będzie też pomoc w przerzucaniu nielegalnych imigrantów. To trzeba brać realnie pod uwagę. Kto to lekceważy, ten albo działa na szkodę państwa polskiego wprost, albo też – jeżeli nie jest w stanie ocenić takiego zagrożenia – nie nadaje się do polityki – tłumaczy.

Smoliński podkreśla, że zagrożenie ze strony wagnerowców nie będzie jednak miało wpływu na wybory. – Jakiekolwiek próby narracji, że chcemy przesunąć termin wyborów, są fałszywe i z gruntu nieprawdziwe. Mamy instrumenty prawne, żeby wpływać na to, co dzieje się na granicy i nie musimy wprowadzać żadnego stanu nadzwyczajnego – zaznaczył.

Kazimierz Smoliński odniósł się również do wczorajszej publikacji w „Gazecie Wyborczej”, w której pisano o pracy jego najstarszego syna w spółce skarbu państwa. – Mój syn kiedyś pracował w spółce Energa. Opozycja zrobiła wobec tego wielki szum, więc się zwolnił i przeszedł do sektora prywatnego. Kilka lat temu podjął pracę w grupie Trakcja, która należała wtedy do pewnej hiszpańskiej firmy, której nazwy nie pamiętam. W zeszłym roku jednak została ona sprzedana polskiej spółce Polskie Linie Kolejowe. Syn pracował więc w prywatnej firmie, która została wykupiona przez polską spółkę. Tyle mam do powiedzenia i tyle wiem – tłumaczył.

aKa

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj